autor: Adam Kaczmarek
Igrzyska Zimowe 2009 - recenzja gry
Nowa propozycja 49Games nie jest słabą grą. Fani zimowych sportów oczekiwali jednak czegoś więcej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Włączam telewizor, a w wiadomościach sportowych gadają o Małyszu. Przełączam na następny program. Znowu Małysz, tym razem udziela wywiadu. Ponownie wciskam przycisk na pilocie, a tam reklama z Adasiem w roli głównej. Jedna wybitna jednostka jak na 40-milionowy naród to wciąż o wiele za mało na nasze wciąż niedopieszczone poczucie wartości. Dobrze, że w ostatnim czasie wybijają się Tomek Sikora i Justyna Kowalczyk. Jest przynajmniej jakiś rezerwowy bohater, którego losy można śledzić bez zbędnego krzywienia miny po spojrzeniu na klasyfikację generalną. Zimowe dyscypliny (przy całym szacunku do osoby wąsatego skoczka) to nasza pięta achillesowa, dlatego każdy sukces przyjmujemy niemal jak zbawienie. A jeżeli kogoś wciąż mierzi stan polskiego sportu, niech zaopatrzy się w Igrzyska zimowe 2009. To najtańszy środek do zaleczenia wszelkich kompleksów zdołowanego kibica.
Jeszcze tylko szus w prawo, potem w lewo i meta. Uff…
Igrzyska zimowe 2009 są typową zręcznościówką stworzoną przez zespół 49Games. Entuzjaści białego puchu tym razem mają podstawy do zadowolenia, gdyż rynek gier nie rozpieszczał ich przez ostatnie lata. Oficjalna produkcja sygnowana logiem igrzysk olimpijskich w Turynie okazała się kompletną klapą. Podobną przygodę miał francuski Winter Challenge. Wydany rok temu Winter Sports (poprzednik recenzowanej gry) przeszedł przez kraj niemal bez echa, a klasyka odpalana z DosBoxa bardziej odpycha niż przyciąga. W wyniku powyższych porażek nie dziwi, że edycję z numerkiem 2009 przyjąłem z otwartymi ramionami. Na bezrybiu i rak ryba.
Przed uruchomieniem Igrzysk Zimowych warto wbić sobie do głowy jedną rzecz. Nie jest to symulacja jakiejkolwiek olimpiady. Naturalnie oprawa mogłaby sugerować, że mamy do czynienia z licencjonowanym tytułem. Tak nie jest i jeżeli skupimy się na biciu rekordów, a nie na szukaniu sportowego ducha wioski olimpijskiej i prawdziwych aren, to zakończymy zabawę z uśmiechem na ustach. Pozycja naszpikowana jest niskich lotów humorem, zwłaszcza w przerywnikach napędzanych silnikiem gry. Pozostaje zatem skupić się raczej na samej rozgrywce aniżeli na ozdobnikach. A uprawiać można aż 11 dyscyplin, podzielonych na 18 konkurencji. To w pełni satysfakcjonująca liczba. Mamy tu kilka propozycji dla zatwardziałych miłośników ekstremalnej jazdy (snowboard, narciarstwo alpejskie), jest też łyżwiarstwo szybkie i figurowe, saneczkarstwo, bobsleje, biathlon, a nawet zdobywający coraz większą popularność curling. O skokach nie wypada wspominać, bo to podstawa, nie?
Trzeba uczciwie przyznać, że twórcy wybrnęli z kłopotów balansowania rozgrywki obronną ręką. Pamiętacie Pekin 2008 i połowę kompletnie niegrywalnych konkurencji? Sterowanie postaciami w tytule SEGI odbiegało od jakichkolwiek norm zdrowotnych (czyt. sporo użytkowników nadwerężało nadgarstki i palce). Niemcy obrali trochę inną i o wiele bardziej przystępną drogę kontroli nad zawodnikami. Otóż dla większości dyscyplin przewidziano dosyć ubogi wachlarz klawiszy, rzadko przekraczający 4 sztuki. Ponadto grę pozbawiono kompletnie niepotrzebnego mashowania klawiatury, na rzecz powolnego wybijania rytmu i przetrzymywania spacji w napełnianiu paska siły/prędkości. Jakże proste i wygodne rozwiązanie. Praktycznie jedynym momentem, gdzie trzeba „nawalać” w klawisze kierunku, jest start do łyżwiarstwa szybkiego. A i tak nie trwa on dłużej niż 5 sekund. Da radę przeżyć.