The Settlers: Narodziny kultur - recenzja gry
Dla zatwardziałych entuzjastów tradycyjnych Settlersów, którzy Dziedzictwo Królów czy Narodziny Imperium oskarżają o profanację, firma Ubisoft od dłuższego czasu ma alternatywną sagę o osadnikach.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Fani Settlersów – słynnej serii strategii czasu rzeczywistego, która została zapoczątkowana w 1993 roku – nie mogą narzekać na nudę. Praktycznie co roku wychodzi nowa odsłona tego cyklu, która w różnym stopniu bawi się opracowaną kilkanaście lat temu konwencją. Dla zatwardziałych entuzjastów pierwowzoru, którzy Dziedzictwo Królów czy Narodziny Imperium oskarżają o profanację, firma Ubisoft od dłuższego czasu ma alternatywną sagę o osadnikach. Jej zasadniczą cechą jest to, że mechanizm rozgrywki nie odbiega zbytnio od zasad gry The Settlers II: Veni. Vidi, Vici, ale całość oferuje trójwymiarową oprawę wizualną, której nie powstydziłyby się inne, współczesne RTS-y. Do tej pory z serii tej ukazała się gra The Settlers II: 10-lecie oraz rozbudowany dodatek noszący podtytuł Wikingowie. Najnowszą, trzecią już produkcją z tego cyklu jest Aufbruch der Kulturen.
Nowa gra firmy Funatics na pierwszy rzut oka nie odbiega od tego, co mogliśmy wcześniej zobaczyć w Dziesięcioleciu. Na początku rozgrywki odnosi się nawet wrażenie, że zostaliśmy nabici w butelkę, że to ciągle jest ten sam produkt, a zmiany są kosmetyczne. Jednak to tylko pozory. Różnorakich innowacji jest tu na tyle dużo, że każdy, nawet najbardziej doświadczony użytkownik „dwójki”, musi podczas rozbudowy wioski wziąć je pod uwagę. Bez poznania wszystkich, nawet tych najdrobniejszych szczegółów, nie ma co marzyć o końcowym sukcesie.
Zostawmy jednak na razie kwestię nowości i przyjrzyjmy się samej grze. Jak już wcześniej wspomniałem, produkt na początku bardzo przypomina jubileuszowe Dziesięciolecie. Dzieje się tak dlatego, że rdzeń rozgrywki pozostał niezmieniony – istotą gry nadal jest mozolna rozbudowa malutkiej osady, która z biegiem czasu przeradza się w świetnie prosperujące państewko, zdolne nie tylko się wyżywić i pozyskiwać surowce naturalne, ale również potrafiące bronić swoich włości przed przeciwnikami. Ekspansję terytorialną tradycyjnie zaczynamy od zamku, stanowiącego główne centrum dowodzenia. To właśnie w twierdzy znajduje się ściśle limitowana liczba surowców i osadników, którzy w miarę potrzeby zatrudniają się w konkretnym zawodzie. Stawiane na mapie budynki łączymy skomplikowaną siecią dróg. Na tych ostatnich szybko pojawiają się tragarze, gotowi dźwigać wydobyte lub wyprodukowane towary. Gdy wioska zaczyna dusić się w swoich granicach, poszerzamy je, konstruując budynki wojskowe. Zamieszkujący je żołnierze w razie potrzeby stają w obronie osady i ruszają do ataku na wrogie pozycje, gdy wydamy im odpowiednie rozkazy.