Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 12 czerwca 2008, 14:30

autor: Daniel Kazek

Hour of Victory - recenzja gry

Nie zbliżać się do Hour of Victory i nie dotykać, bo można się nieźle sparzyć. Gra jest straszna, tragiczna, odpycha przy pierwszym kontakcie. Zmarnowany materiał na dobrą wojenną przygodę.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Zabij nazistę, rozwal Tygrysa, przełam front, uwolnij mądralę, zdobądź miasteczko, utrzymaj miasteczko, przy nadarzającej się okazji wpadnij do Berlina... Ileż można siedzieć w temacie II wojny światowej? A można, przynajmniej jak dla mnie, tak na przekór obecnie panującej modzie. Pod warunkiem oczywiście, że kolejna gra, której akcję osadzono w realiach globalnego konfliktu z III Rzeszą, prezentować będzie co najmniej przyzwoity poziom.

Za Hour of Victory stoi amerykańskie studio nFusion znane m.in. z serii Deadly Dozen czy też wydanego przed trzema laty Elite Warriors: Vietnam. Zapamiętajcie dobrze nazwę developera, by na przyszłość trzymać się z dala od owoców jego pracy. Gra właściwie nie jest tak nowa, jak się to może pozornie wydawać. Rok temu pojawiła się jako exclusive na Xboksa 360 i w oka mgnieniu została zrównana z ziemią przez krytykę oraz graczy. Tym bardziej dziwi fakt, że ktokolwiek odważył się stworzyć konwersję...

Opis zmarnowanego materiału na dobrą, wojenną przygodę rozpoczynamy od prezentacji głównych bohaterów. Oto trójka żołnierzy, najlepszych z najlepszych, wybrana do arcyważnego zadania. W owej doborowej ekipie znajduje się brytyjski komandos William Ross, który z oczywistych względów ima się jedynie siłowych rozwiązań. Jego przeciwieństwem jest Calvin Blackbull, amerykański ranger, który już z łona matki wyskoczył z małą snajperką. Natomiast Ambrose Taggert to wykwalifikowany kombinator, lubiący zakradać się do ofiary i pozbawiać ją życia przy użycia ostrego noża, najlepiej tak, aby nie wywołać przy tym reakcji otoczenia.

Klasyczne utrzymanie pozycji z pomocą stacjonarnego karabinu.

Musicie przyznać, że na papierze wygląda to całkiem interesująco, choć nie jest to pierwsza taka propozycja rozłożenia sił i umiejętności. Przerabialiśmy już to w Commandos: Strike Force, wariacji popularnego cyklu. Niemniej to, co wykrzykiwały oficjalne zapowiedzi Godziny zwycięstwa, okazało się zwykłym chwytem marketingowym. Problem polega na tym, że wszystkie trzy postacie właściwie niczym się nie różnią. Co więcej, poza mięśniakiem Rossem, który mocniej się napina, dzięki czemu potrafi przyjąć na siebie większą liczbę pocisków, pozostałe osoby są kompletnie niegrywalne!

Dzięki swym nieprzeciętnym zdolnościom każdy z nich rzekomo potrafi inaczej reagować na wydarzenia podczas walk, jednak tak naprawdę to czysta teoria. Według niej komandos może odblokowywać przejścia, przesuwając ciężary (ta sama beczka w każdym zakątku świata), Blackbull wspinać się po linie na dachy budynków, a Taggert otwierać zamknięte drzwi tudzież ukrywać się przed wzrokiem wroga. Niestety rzeczywistość okazuje się brutalna. Osobiście poczułem się tak, jakbym dostał z rozpędu łopatą. Na skutek fatalnie zaprojektowanych map, wspomniane wyżej wyrafinowane działania są kompletnie niewarte zachodu. Przede wszystkim dostępne areny są stanowczo za małe, wąskie, liniowe do bólu, jakbyśmy podążali leśną ścieżką, opędzając się chmar niemieckiego mięsa armatniego. Zabawa sprowadza się do powszechnej rzezi, więc niech ktoś spróbuje mi wytłumaczyć, po kiego diabła „snajpować” stale pojawiających się nazistów czy trudzić się podchodami?

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.