Age of Empires III: The Asian Dynasties - recenzja gry
Najnowszy dodatek do gry Age of Empires III jest swego rodzaju ewenementem. Jak dotąd nie zdarzyło się, aby którakolwiek z wcześniejszych odsłon cyklu dorobiła się dwóch rozszerzeń.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Najnowszy dodatek do gry Age of Empires III jest swego rodzaju ewenementem. Jak dotąd nie zdarzyło się, aby którakolwiek z wcześniejszych odsłon cyklu dorobiła się dwóch rozszerzeń. Jakby tego było mało, nigdy wcześniej tworzeniem gry z tej serii nie zajmowało się „obce” studio, a tak właśnie stało się tym razem. Produkcję programu powierzono firmie Big Huge Games, gdyż panowie z Ensemble Studios zajęci są dopieszczaniem konsolowego RTS-a Halo Wars. Nie oznacza to oczywiście, że twórcy cyklu Age of Empires nie mieli żadnego wpływu na to, co zobaczymy w The Asian Dynasties. Do prac nad grą został oddelegowany niewielki zespół, który intensywnie pomagał autorom, zwłaszcza w kwestii balansu.
Zmagania w The Asian Dynasties rozpocząłem od kampanii dla jednego gracza. Perspektywa zmierzenia się z zestawem scenariuszy była kusząca z dwóch względów. Po pierwsze, twórcy gry zapewniali, że nowe misje pozwolą dobrze poznać azjatyckie cywilizacje, dzięki czemu będzie to stanowić miłe wprowadzenie do trybu multiplayer. Po drugie, podzielona na trzy akty kampania miała być naprawdę trudna.
Pierwsza obietnica została przez autorów gry spełniona. W każdym scenariuszu z budową wioski można bez problemu przejść do piątej ery, a co za tym idzie, otrzymać dostęp do wszystkich jednostek i technologii. Nie ma tutaj mowy o powtórce z The WarChiefs, gdzie nowe nacje zostały w kampanii potraktowane po macoszemu. Misje dla jednego gracza to tak naprawdę porządnie zrealizowany tutorial, pozwalający poznać zarówno mocne, jak i słabe strony poszczególnych frakcji.
Deklaracje o rzekomo wysokim poziomie trudności można natomiast włożyć między bajki. Dodatek skierowany jest do weteranów pierwowzoru, a Ci z misjami zawartymi w rozszerzeniu poradzą sobie bez problemu. Właściwie tylko w dwóch lub trzech scenariuszach wróg dał mi się poważnie we znaki, a to za sprawą nieustających ataków, które w początkowej fazie rozwoju wioski były ciężkie do obrony. Pozostałe misje przechodzą się praktycznie same.
Kampania mogłaby być trudniejsza, gdyby gra nie dawała tak dużych nagród za wypełnianie zadań. Niejednokrotnie zdarza się, że za wykonanie jednego z celów misji otrzymywałem nawet kilkadziesiąt tysięcy punktów doświadczenia! Rezultat był taki, że w drugim akcie miałem już trzydziesty czwarty poziom, a w trzecim sześćdziesiąty. Kupno jakichkolwiek kart na tym etapie nie stanowiło najmniejszego problemu. Rozpoczynając trzeci akt (po stronie Hindusów) miałem talię marzeń z najmocniejszymi bonusami, które sprawiały, iż gra przestała być jakimkolwiek wyzwaniem.