autor: Maciej Jałowiec
Detektyw Rutkowski - Is back! - recenzja gry
Nie od dziś wiadomo, że budżetowe gry mogą dostarczać sporo frajdy. Myślę jednak, że nikogo nie zdziwi fakt, iż gra Detektyw Rutkowski – is back! jest całkowitym zaprzeczeniem powyższej tezy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Zauważyliście może, że my, Polacy, czasami oceniamy nasze rodzime DOBRE gry nieco wyżej niż ludzie za granicą? Taki na przykład Infernal dostawał w Polsce oceny powyżej 80%, a zachód ledwo daje jej sześć dych. Czy to wina jakiegoś sentymentu do tytułów powstających na naszym podwórku? A może to jakiś swoisty patriotyzm gracza? Nie będę się teraz nad tym rozwodził, ale pragnę zauważyć, że faworyzujemy tylko przyzwoite produkty. Jakoś nie przypominam sobie, by ktoś wychwalał pod niebiosa strzelanki od City Interactive lub produkowane seryjnie Trabant / Poldek / Maluch Racery. To było do przewidzenia, ale dla jasności napiszę, że Detektyw Rutkowski – is back! trafi tam, gdzie wylądowały wymienione przed momentem gry – do wielkiego czarnego wora z napisem „gnioty”.
Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że jeśli ktoś jest wielkim fanem detektywa Rutkowskiego i pragnie bez namysłu wybiec do sklepu i kupić „superprodukcję” z nazwiskiem idola w tytule, niech lepiej na chwilkę się opanuje i przeczyta to, co mam do napisania. Otóż... gra nie jest o Rutkowskim. Widzimy jego twarz na pudełku, a potem w programie instalacyjnym (jest ona tutaj tylko marnym tłem dla dziarsko wyglądającego naboju). Włączając program, musimy się zadowolić jedynie podpisem detektywa w głównym menu. Ani nasz bohater nie jest przedstawiany jako pan Krzysztof, ani też organizacja, dla której pracuje, nie jest określana jako Rutkowski Patrol. Gra nosi tytuł: Detektyw.
Sterujemy kolejnym bezimiennym gościem. Taką postać można wykonać z klasą, co pokazało choćby GTA3, ale ponieważ mamy tutaj do czynienia z produktem wybitnie budżetowym, porównania z gigantami są co najmniej nie na miejscu. Niemniej jednak, autorzy mogliby się troszeczkę wysilić i napisać, kim jesteśmy, dla kogo pracujemy i przeciwko komu walczymy (nasi wrogowie to po prostu terroryści. Zero detali). Domyślam się, że twórcy albo nie mieli prawa do dalszego posługiwania się wizerunkiem i imieniem detektywa, albo po prostu stwierdzili, iż zostawiając grę taką jaką jest, ułatwią sobie robotę z przekształcaniem jej w produkcję zatytułowaną Super Agent 008.
Po przejściu dwóch pierwszych misji gra wydawała mi się być całkiem znośna – nie wieszała się, nie było artefaktów czy też uciążliwego dla oczu przenikania tekstur. Powala mnie jedynie fakt, dlaczego gierka domaga się obecności programu DirectX 9.0. Program może i wykorzystuje te biblioteki, lecz za nic w świecie nie potrafię zauważyć ich praktycznego zastosowania. Wystarczy przejrzeć obrazki w galerii lub choćby w tym tekście, by zobaczyć, że grafika w Detektywie jest dokładnie taka, jak ją zapowiadano. Jest po prostu czytelna.
Screenshoty nie pokażą jednak poziomu, na jakim stoją animacje. A szkoda, bo można by się uśmiać. :-) Animacja chodu głównego bohatera jest beznadziejna. Nasz Bezimienny niemalże nie ugina kolan podczas marszu! Mało tego! W trakcie poruszania się, przesuwa się całe jego ciało, łącznie ze stopą którą się odpycha!