Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 maja 2001, 14:27

autor: Piotr Szczerbowski

Quake III: Arena - recenzja gry

Wydając Quake III Arena, id Software postanowił dokonać małego przewrotu w światku strzelanek FPP i po raz pierwszy wypuścił grę stworzoną głównie z myślą o trybie wieloosobowym.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kiedy na rynku pojawiła się pierwsza część Quake’a, nikt nie spodziewał się, że zapoczątkowana nim seria przejdzie do historii. Już wtedy gra ta wyróżniała się od pozostałych strzelanek FPP doskonałym trybem multiplayer. Jednak ogłoszenie przez id Software, iż najnowszy Quake III będzie tworzony głównie z myślą o grze wieloosobowej, wywołało niemałą burzę mózgów w całym światku komputerowym.

Kolejną niespodzianką były mało przychylne recenzje gry zaraz po premierze. Nie wszystkim podobała się zmodyfikowana broń, lekko zmienione poruszanie się oraz właśnie nieszczęsny tryb multiplayer. Autorzy zachowali co prawda możliwość gry w pojedynkę z komputerem, ale to już nie to samo. Wielu zwolenników Qwaka wolało wrócić do poprzednich części lub przeszło na stronę konkurencji (Unreal Tournament). Ale na szczęście wielu też pozostało i serwery na całym świecie do tej pory oblegane są przez fanatyków wieloosobowej rozgrywki.

W Quake III do dyspozycji gracza oddano wiele świetnie dopracowanych map, zarówno pod względem technicznym, jak i rozmieszczenia broni oraz power-upów. Jeżeli znudzą się nam te, zaprojektowane przez autorów, w Internecie można znaleźć setki nowych, tworzonych przez graczy, poziomów. Jednak skupmy się w tej chwili na mapach oryginalnych. Ich wielkość jest dostosowana do ilości graczy, jaką mogą naraz pomieścić. Jeżeli więc lubisz porachunki we dwoje, to proszę bardzo – któraś z pierwszych map i do roboty. Jeżeli natomiast lubujesz się w wieloosobowych zadymach, to weź którąś z większych i pokaż znajomym, ile fragów można zdobyć jednym strzałem. A co do fragów, to przeciwnika można zlikwidować na różne sposoby: poczynając od prostego karabinka, na rakietnicy i railgunie kończąc. Czyli jednym słowem: każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie ma nic piękniejszego jak grupa zapaleńców męcząca się przez parę godzin na wzajemnej anihilacji. Skacząca adrenalina, rosnące emocje, kiedy fragujesz gościa, strzelającego bez opamiętania w twoim kierunku z rakietnicy czy railguna najprostszym karabinem to rzecz, którą po prostu trzeba przeżyć.

Dla początkujących przeznaczono rozgrywkę w trybie single player, co pozwala solidnie poćwiczyć przed prawdziwą walką. Rozgrywka ta podzielona jest na siedem rund o różnym poziomie trudności – dostęp do następnej rundy otrzymujemy po przejściu wszystkich aktualnie dostępnych map na jakimkolwiek poziomie trudności. Niestety wyważenie inteligencji botów może czasami pozostawiać wiele do życzenia. Niech teraz wstaną i podniosą prawą rękę ci, którym udało się przejść pierwszą mapę na poziomie Nightmare! Możecie zawsze sami spróbować swoich sił, jednak ostrzegam – już początek gry doprowadził mnie do ogólnej nerwicy i stanu zapalnego spojówek. W resztę plansz gra się już lepiej, co wcale nie znaczy, że łatwiej. Poziom I Can Win [1] przeznaczony jest dla początkujących – komputer nie unika strzałów, a sam nie potrafi za wiele. Na poziomie trudności Bring It On [2] może zagrać każdy, kto próbował swoich sił w innych produkcjach FPP – inteligencja botów trochę się poprawiła, jednak pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Hurt Me Plenty [3] to już zabawa dla bardziej zaawansowanych lub też solidny trening przed multi-playerowymi rozgrywkami. Natomiast Hardcore [4] to nie przelewki, nie ma tu miejsca na podziwianie krajobrazu (jeżeli można tak nazwać dziwne budowle niewiadomego pochodzenia lub kosmiczną otchłań ;)) jest tylko dobra walka dla prawdziwych wyjadaczy. O Nightmare! można w sumie powiedzieć tylko jedno: jest niesamowicie trudny. Dlatego należy do niego przejść dopiero po solidnym przygotowaniu bojowym. Cała zabawa polega na tym, iż już na poziomie trudności Hardcore do każdej mapy należy podchodzić z zaplanowaną taktyką oraz dobrym przygotowaniem praktycznym.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.