Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 maja 2007, 19:59

autor: Krzysztof Gonciarz

Virtua Tennis 3 - recenzja gry

Gdyby tenis nie istniał jako sport od kilku stuleci, prawdopodobnie i tak wymyślono by go na potrzeby gier wideo. Virtua Tennis 3 zdaje się potwierdzać tę tezę.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Przebijanie piłeczki z jednej strony ekranu na drugą pełni w historii gier komputerowych bardzo szczególną rolę, wszyscy to wiemy. Nikogo nie dziwi stąd fakt, że tenis, jako sport, wyjątkowo gładko daje się zaadaptować do postaci cyfrowej. Każda, nawet najsłabsza produkcja tego typu ewidentnie ma w sobie coś magicznego. Grywalność zalicza wzloty i upadki, realizm urzeka bądź razi, ogólnie bywa różnie – zawsze jednak samo „ping” i „pong” zawiera w sobie esencję tego, co w popkulturze reprezentują gry wideo. Pyk, pyk, pyk, pyk, punkt. Tak się zaczęła przygoda ludzkości z wirtualną rozrywką. I gdyby tenis sam w sobie nie istniał od dawien dawna (zdaje się klimaty XIX wieku), prawdopodobnie ktoś i tak wymyśliłby go na potrzeby gier wideo. I jak tu nie podchodzić do tytułów takich jak Virtua Tennis 3 z respektem. Wszak nie dość, że ideologicznie sięgamy tu do korzeni korzeni, to jeszcze mówimy o kontynuacji najlepszej chyba serii „tenisówek” wszechczasów.

Pong wiecznie żywy.

VT3 ukazał się w wersji na PS3, X360 oraz pecety. Co ciekawe, jedyną wersją wyposażoną w trudny do przecenienia tryb multiplayer była ta na konsolę Microsoftu. Drobna fuszerka i w sumie trochę głupio, panno Sego. Jak łatwo się domyśleć, gra ma mało „komputerowy” charakter i aż prosi się o podpięcie pada. Przejdźmy do rzeczy. Szybki przelot nad mało angażującym intrem, po czym gładko lądujemy w menu, gdzie czeka na nas dobrze wyważony zestaw trybów gry. Największą kobyłką jest tu Trasa Światowa, w której to stworzymy własnego zawodnika i przeprowadzimy go przez wszystkie szczeble zawodowej kariery. Dalej mamy Turniej, czyli odpowiednik Arcade’a z pierwszego Virtua Tennisa (kilka meczy o rosnącym poziomie trudności), pojedynczy Mecz Pokazowy orazzestaw mini-gierek do zabawy w gronie od 2 do 4 graczy.

Główne założenia rozgrywki pozostały niezmienione w stosunku do poprzednich części. Kluczem do zwycięstwa wciąż jest umiejętność odpowiednio wczesnego wciskania przycisku odpowiedzialnego za uderzenie – im sprawniej uda nam się przewidzieć tor lotu piłki, tym mocniejszym returnem zabłyśniemy. I to by było w sumie na tyle, jeśli chodzi o techniki niezbędne do zwycięstwa. Nikt nie powiedział, że tenis jest grą skomplikowaną, cóż. Oprócz standardowego odbicia (top spina), znajdziemy tu również slajs (słabsze, defensywne zagranie, umożliwiające wykonywanie dropszotów oraz obronę przed najszybszymi piłkami) oraz lob. Ten ostatni jawi się niestety cokolwiek bezużytecznym. Jego idea jest oczywiście taka, by umożliwiać przenoszenie piłki nad zapędzonymi pod siatkę przeciwnikami. W praktyce 99 procent lobów kończy się smeczem w wykonaniu oponenta. Powoduje to, że nie mamy prostej linii obrony przeciwko zawodnikom grającym przy środku kortu. No, to już zalążek poradnika się skrobnął.

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.

FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok
FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok

Recenzja gry

Ostatnia FIFA autorstwa EA Sports. Koniec pewnej ery. Przyszłość serii rodzi wiele pytań, więc wypada cieszyć się tym, co jest. Sęk w tym, że nie do końca potrafię. Dostałem grę, w którą chciałbym wsiąknąć, ale za nią nie nadążam. FIFA 23 jest jak TikTok.

Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę
Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę

Recenzja gry

Żółta kartka to nie żarty, ale Mario Strikers, pomimo całej swojej fajności, w pełni na nią zasługuje. W tytuł ten naprawdę dobrze się gra, a z piłką przy nodze łatwo jest się zatracić, ale po końcowym gwizdku człowiek traci chęci do dalszej zabawy.