Piraci z Karaibów: Na Krańcu Świata - recenzja gry
„Nie znoszę, gdy PeCetowych graczy traktuje się drugorzędnie. Piraci z Karaibów: Na Krańcu Świata są tytułem, który polecić mógłbym jedynie najbardziej zagorzałym sympatykom przygód Jacka Sparrowa.”
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Nie znoszę, gdy PeCetowych graczy traktuje się drugorzędnie, sądząc że bez większego zastanowienia rzucą się na niemalże każdy produkt i nie zważając na ogromne uproszczenia w pełni się nim nacieszą. Z podobnymi praktykami mieliśmy już do czynienia wielokrotnie. Nie zamierzam w tym miejscu przynudzać. Wystarczy przywołać chociażby Spider-Mana 2, żeby zorientować się, o czym tak naprawdę mówię. Trend ten nie ominął także zręcznościówki bazującej na drugiej części Piratów z Karaibów. Gra ta zarówno przez prasę, jak i samych graczy zrównana została właściwie z ziemią. Czy wyciągnięto z tego jakiekolwiek wnioski? Ależ skąd! Piraci z Karaibów: Na krańcu świata prezentują bardzo podobne podejście do sprawy. Jest to gra, która musiała powstać i na tym stwierdzeniu dalsze rozważania na temat posunięć wydawcy można byłoby właściwie zakończyć. Jaki jest efekt końcowy tych działań? Można się już chyba domyślać...
Oczywistym jest to, że gra ta głównie zainteresuje te osoby, które były w kinie na co najmniej dwóch filmach i którym oglądane na dużym ekranie przygody bohaterów zdecydowanie nie wystarczyły. Najlepiej też, żeby były to osoby będące w stanie obdarzyć producenta gry ogromnym kredytem zaufania. Wystarczy bowiem rzut oka na znajdujące się na pudełku z grą screeny, żeby dojść do wniosku, że coś jest nie tak. Sprawy graficzne pozostawmy sobie jednak na koniec, chwilowo skupiając się na kwestiach fabularnych. Opisywana gra nawiązuje zarówno do drugiej, jak i trzeciej odsłony Piratów z Karaibów. Gracz może się oczywiście wcielić w kilku najsłynniejszych bohaterów. Oprócz Jacka Sparrowa są to między innymi Will Turner, Elizabeth Swann czy kapitan Barbossa. Ponadto przewidziano możliwość odblokowywania innych postaci, czy wykorzystywania tych bohaterów, którzy nie zostali przyporządkowani do danego etapu kampanii. Doprowadza to jednak do głupich sytuacji. Znikają bowiem dialogi mówione albo na ekranie widzi się dwie identyczne postaci. Jeśli ktoś nie jest maniakalnym fanem wszystkich trzech filmów (bądź też nie oglądał jeszcze trzeciej części), może mieć spore problemy ze zrozumieniem przedstawianych wydarzeń. Producent poszedł oczywiście na łatwiznę, rezygnując zarówno z pełnoprawnego intra, jak i z filmików, które mogłyby pojawiać się pomiędzy kolejnymi misjami. Jedyne, co przygotowano, to marne scenki przerywnikowe, których na dodatek nie można przerwać. Jest to niezrozumiałe i zarazem frustrujące, szczególnie jeśli dany fragment misji należy powtarzać.
Gra zawiera dwanaście poziomów, które należy oczywiście przechodzić w ustalonej kolejności. Nie jest to dużo, choć większość etapów zajmuje co najmniej pół godziny. Mówię tu oczywiście o sytuacji, gdy próbuje się zaliczać wszystkie zadania, a nie tylko te absolutnie wymagane do rozwiązania głównych problemów. Można równocześnie stwierdzić, iż po ukończeniu gry nie ma się ochoty powracać do zbadanych już plansz. Producent zadbał co prawda o dodatkowe bonusy, jak chociażby wspomniane już wyżej ukryte postaci, ale to za mało. Przydałyby się przede wszystkim bonusowe etapy, czy samodzielnie działające mini-gry. Większość poziomów w mniejszym lub większym stopniu nawiązuje oczywiście do wydarzeń przedstawionych w obu filmach. Parę razy trzeba się więc zmierzyć z załogą „Latającego Holendra”, wyrusza się na poszukiwania serca Davy’ego Jonesa, czy wreszcie stacza pojedynek z Krakenem – ogromną ośmiornicą. Jak już jednak powiedziałem, wszystko to jest bardzo chaotyczne. W rezultacie przeskakuje się pomiędzy kolejnymi etapami, często zapominając co takiego ostatnio się robiło i czym aktualnie wypadałoby się zająć.