autor: Krzysztof Gonciarz
Lost Planet: Extreme Condition - recenzja gry
Lost Planet to taka Diuna na zimno, z dodatkiem mechów i gigantycznych przeciwników. Tu zima nie zaskakuje drogowców.
Druga generacja gier na Xboxa 360 stała się faktem. Sezon przedświąteczny przyniósł nam niemal całkowite odejście PlayStation 2, dominację Microsoftu oraz nieśmiałe acz skuteczne manewry Nintendo, mające na celu ugryźć z rynku co tylko się da. Na naszym podwórku zwycięzca był z góry ustawiony, gdyż w obliczu chwilowej niemocy Sony i nikłej działalności Lukas Toys jedynym dobrze przygotowanym do zabawy graczem okazał się team MS-CDP, skutecznie zapełniający półki sklepowe apetycznymi pudełkami z grami i hardware’em. A tytuły były to znacznie wyprzedzające jakością te, które ukazywały się na 360-tkę jeszcze kilka miesięcy temu. Wszyscy wiemy, o jakie gry chodzi, wszyscy łączymy się w wypełnionym szacunkiem dygnięciu przed ich klasą. Na tym jednak nie koniec. Branżowa odwilż, zazwyczaj z oczywistych względów przypadająca na początek roku, kryje dla posiadaczy amerykańskich konsol co najmniej jedną atrakcję dużego kalibru. Mowa o Lost Planet, czyli zamrożonej wersji Diuny, którą do kotła wrzucono razem z mechami, przerysowanymi anty-bohaterami i gigantycznymi robalami.
Główny bohater gry to typowo japoński heros o typowo japońskim imieniu Wayne. Akcja toczy się na skutej lodem planecie E.D.N. III. Świat jest to wyjątkowo człowiekowi nieprzyjazny, gdyż nie dość, że dominują tam ekstremalne warunki klimatyczne, to jeszcze lodowce zamieszkane są przez wrogo nastawione stwory, zwane Akridami. Do walki z nimi ludzie stworzyli roboty bojowe, powszechnie znane jako mechy, a tutaj występujące pod nazwą Vital Suits (VS). I to w sumie tyle zaplecza teoretycznego. Przygoda rozpoczyna się w momencie, gdy oddział żołnierzy pod dowództwem ojca naszego bohatera w trakcie wykonywania rutynowej misji zostaje zaatakowany przez taaaaakiego gada – opowiada o tym interaktywny prolog do właściwej, złożonej z 11 misji historii. Napotkamy w niej sympatyczną, choć stereotypową załogę bohaterów, natrafimy na ślady paskudnych korporacji, walczyć będziemy z piratami śnieżnymi i wykończymy setki Akridów. Taki typowy przebieg gry akcji rodem z Japonii. Niektórym nigdy się to nie znudzi.