Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 listopada 2006, 14:26

autor: Krzysztof Gonciarz

Pathologic - recenzja gry

Pathologic to prawdziwa gra moralnego niepokoju, jednak na drodze do zrozumienia jej stoi bardzo gruby mur niedopracowania technicznego.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wyobraźcie sobie świat, w którym nie funkcjonuje globalna wymiana informacji. Nie ma Internetu, nie ma mediów, nie funkcjonuje wszechobecna synergia. I wrzućcie do tej wizji programistów, twórców gier, których dzieła powstają w całkowitym oderwaniu od reszty branży. Nie istnieją schematy, do których mogliby się dostosować. Nie mogą oni wiedzieć, że teraz moda na strzelanki TPP, na RTS-y, na symulatory liczenia much na suficie, na cokolwiek. Przelewają na kod to, co im w duszach gra, nie dysponując przy tym bogatym bankiem pomysłów i gotowców pod postacią intelektualnej domeny publicznej. Produktem z takiego właśnie, zmyślonego wymiaru jawi się być Pathologic, dzieło rosyjskiego studia Ice-Pick. Gra to oderwana od wszystkiego, do czego przyzwyczaiły nas lata doświadczeń z klawiaturą i myszką, niepodobna do czegokolwiek, z czym mieliśmy w tej dziedzinie styczność. Jedynym jej punktem wspólnym ze znaną nam, grową rzeczywistością jest chyba przedstawienie akcji z perspektywy pierwszej osoby oraz związane z nim, ledwie zauważalne akcenty FPS-owe. Poza tym, wkraczamy na cienki lód i zupełnie nie wiemy, czego się w danym momencie spodziewać. Ni to przygodówka, ni survival-horror, ni w zasadzie horror w ogóle. Prędzej fatalistyczna wizja nieuniknionej agonii, przywołująca niejasne skojarzenia z antycznym dramatem. Że coś takiego udało się sprowadzić do formy gry komputerowej, cóż, szacunek.

W ciągu 12 dni ta spokojna mieścina przemieni się w piekło.

Akcja Pathologic dzieje się w typowo nietypowym miasteczku na krańcu cywilizacji. Tutejsza ludność jest z gruntu prosta, nie szukająca kłopotów, pogrążona we własnej codzienności i lokalnych zagwozdkach. Pewnej nocy zamordowani zostają dwaj znamienici obywatele owej społeczności, co dziwnym trafem idealnie zbiega się w czasie z przybyciem w te okolice trójki bohaterów: Daniela, Artemiy’a oraz Karli. Pierwszy wybór, przed którym staje gracz, dotyczy właśnie postaci, nad którą kontrolę przejmie. Smutne i budzące moralny niepokój wydarzenia obserwować możemy z trzech różnych perspektyw, przy czym scenariusz Karli dostępny jest dopiero po ukończeniu gry jednym z pozostałych bohaterów. Sytuacja protagonistów od samego początku jest skrajnie różna. Daniel przybywa do miasta w poszukiwaniu dowodów słuszności swej naukowej teorii na temat śmierci, a przez tubylców zostaje przyjęty z szacunkiem i ufnością. Artemiy to wracający w rodzinne strony syn jednej z ofiar, na którego pada cień podejrzenia o dokonanie zbrodni.

Od rozpoczęcia zabawy do wstrząsającego finału minie 12 dni czasu gry. Jego upływ jest stały i nieunikniony – możemy co najwyżej przyspieszać go poprzez sen. Nie oznacza to na szczęście, że musimy bardzo się ze wszystkim spieszyć. Fakt, że jeśli coś ma nastąpić o, powiedzmy, 10 rano danego dnia, nastąpi to bez względu na to, czy przy tym będziemy czy nie, ale nie oznacza to, że nagle ni stąd ni zowąd ukaże nam się na ekranie napis „Game Over”, bo nie zrobiliśmy czegoś na czas. Nie, gra jest o wiele bardziej perfidna w tym względzie. Każdy z głównych bohaterów ma określonych adherentów, których życia należy chronić pod każdym względem. Jeśli nie wykonamy misji przeznaczonej nam na dany dzień, bardzo możliwe iż jeden z nich zginie. Czy to oznacza koniec gry? Otóż nie, ale giętkość scenariusza w jego późniejszych etapach spowoduje, że niedbalstwo odcina nam drogę do najbardziej optymalnych zakończeń.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.