autor: Daniel Sodkiewicz
Sezon na Misia - recenzja gry
Sezon na misia to przyjemna (jeżeli przyzwyczaimy się do sterowania, a to da się przeżyć) i relaksująca zabawa, która większości młodszych graczy powinna przypaść do gustu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Film animowany pod tytułem Sezon na misia to typowa bajka dla młodszych odbiorców. I nie zmienią tego nawet zgrabnie wplecione przez tłumaczy do wersji PL aluzje polityczne. Nie ma też wątpliwości, iż komputerowa adaptacja przygód Bogusia już z założenia miała żerować na popularności swojej kinowej wersji. Bo choć brzdąc w wieku „od lat 3+” nie należy do grupy społecznej zdolnej do podejmowania decyzji finansowych, to dzięki swoim rodzicom staje się potencjalnym nabywcą gry. Pytania nasuwają się same. Czy będąc rodzicem lub starszym rodzeństwem, warto kupić dla swojego szkraba opisaną tutaj grę? I czy nawet starszy gracz, któremu bliżej do matury/emerytury niż przedszkolnych wojaży, znajdzie w niej coś dla siebie? W poniższym tekście postaram się odpowiedzieć na te pytania. Aby zachęcić wszystkich tatusiów do dalszej lektury zdradzę tylko, iż Sezon na misia to jedyna gra, dająca możliwość własnoręcznego trzęsienia pupą pani Bath ;).
Jak dorosnę, chcę zostać dzieckiem!
Przygodę z grą Sezon na misia będę wspominał jako przyjemną i relaksującą zabawę. Dla odbiorcy mogącego już legalnie kupować w sklepie alkohol, program nie stanowi wyzwania i można go ukończyć w zaledwie 4 godziny. Czas ten wydłuża się wraz z obniżaniem wieku gracza. Niestety, przyczyna tego nie tkwi jedynie w poziomie skomplikowania rozgrywki. Chodzi mianowicie o sterowanie, które nie jest na tyle intuicyjne, aby trzyletnie dziecko, bezproblemowo mogło ukończyć grę. Możliwe, że nie doceniam dopiero rosnącego nam nowego pokolenia graczy, moje obawy są jednak uzasadnione. Frustracja związana ze sterowaniem, która dosięga człowieka w wieku „student” z pewnością nie ominie absolwentów przedszkoli.
O ile podczas zwykłej rozgrywki można przyzwyczaić się do z początku mało intuicyjnego pilotowania naszymi bohaterami, tak misje typowo zręcznościowe potrafią dać w kość największym twardzielom. Zdarza się, że sterowana przez nas postać reaguje ze zbyt dużym opóźnieniem, przydałyby się również pewne ułatwienia, dające większy margines na popełniane błędy. Np. misja, w której kierujemy kulą śnieżną. Spadanie w przepaść i obijanie się o drzewa, wynika z nienajlepiej zaprojektowanych plansz. Co gorsza, program obsługuje tylko niektóre PAD-y, co wymusi na większości graczy zabawę przy użyciu klawiatury.
Prawdziwy problem zaczyna się, gdy postanowimy zebrać wszystkie poukrywane na planszy „odznaki” (czyli bonusowe znaczki, których zebranie daje dostęp do dodatkowych materiałów o filmie Sezon na misia). Porozmieszczanie ich w trudno dostępnych miejscach to już nie tylko nieuprzejmość projektantów plansz, ale ich niekompetencja. W kilku przypadkach plansze trzeba powtarzać nawet kilkanaście razy, aby zdobyć upragnione odznaki. Na szczęście, do każdej misji można wrócić w dowolnej chwili, na planszach porozmieszczano też checkpointy (autosave’y). Nie ma również możliwości, aby nasz miś na dobre pożegnał się z życiem. Zginąć jest bardzo trudno, a jeżeli już nam się to przytrafi, bezstresowo przenoszeni jesteśmy na początek misji (wyeliminowani wcześniej wrogowie nie pojawiają się).