autor: Krzysztof Gonciarz
Auta: Przygody w Chłodnicy Górskiej - recenzja gry
Disney nie po raz pierwszy pokazuje, że nie ma szacunku do własnej marki, ilekroć przychodzi mu wydać grę wideo.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Nie rozumiem tej amerykańsko-europejskiej degrengolady w temacie gier dla dzieci. Twory te, będące w opinii wielu masłem maślanym, zdają się na dziś dzień rozumieć tylko Japończycy. Przytłacza dystans pomiędzy tym, co wychodzi w Kraju Kwitnącej Wiśni, a mizernymi próbami podjęcia tematu „rodzinnej” rozrywki wirtualnej ze strony drużyny reszty świata. Auta: Przygody w Chłodnicy Górskiej tylko potwierdzają, że w zamerykanizowanej części globu „gra dla dzieci” automatycznie oznacza łopatologicznie proste zagadki-gierki, gameplay trwający góra 2 godziny oraz śladowe pozostałości plastra miodu. Ot, korporacyjny wytwór, schodzący z taśmy produkcyjnej z gracją spełniającego unijne normy Big Maca.
Przygody w Chłodnicy Górskiej to jedna z dwóch produkcji opartych na filmie Disneya-Pixara pt. Auta. Składa się na nią zestaw 10 mini-gierek, wśród których znajdziemy zarówno typowe sprawnościówki, jak i proste przygrywki logiczne. Wszystko to podane jest w sympatycznej, całkowicie spolszczonej otoczce. Polski lektor na głos czyta wszystkie instrukcje i pozycje w menu, postacie w oszczędnych cut-scenkach mówią rodzimymi głosami, ogólnie klimacik jest całkiem pozytywny. Problem pojawia się jednak w momencie rozpoczęcia właściwej zabawy. Okazuje się, że oferowane nam tu atrakcje prezentują poziom porównywalny z udostępnianymi w sieci za darmo, amatorsko pisanymi flashami. Na cóż zdadzą się licencjonowane autka, jeśli nieporównywalnie więcej zabawy dostarczyć może przejrzenie odpowiednich kategorii w naszej GOL-owej encyklopedii gierek internetowych? Znowu ktoś będzie mówił, że zrzędzę, ale po wydawnictwie ze wszech miar komercyjnym mamy chyba prawo oczekiwać ździebko więcej?
Mini-gry są dość urozmaicone i byłyby ciekawymi unlockables w jakiejś pełnowartościowej produkcji. Niestety, tutaj stanowią one esencję tego, na co wydajemy pieniądze. Mając jako-taki engine graficzny, nie jest wielkim osiągnięciem designerskim zaprojektowanie kilku do bólu typowych konkurencji, których sens zazwyczaj sprowadza się do wciskania przycisku myszy w odpowiednim czasie i miejscu (choć w sumie jakby się zastanowić, to na tym polega większość gier na PC... hmm, nieważne). Przyjrzyjmy się więc, co my tu mamy. „Daj czadu!” – powtarzanie widocznej na ekranie sekwencji przycisków, dodatkowo ciekawie połączone z elementarną lekcją rytmiki. „Luigi Fantastico” – poruszając myszką ruszamy wózkiem widłowym i łapiemy rzucane nam z góry opony. „Do pełna!” – znów powtarzanie zadanej sekwencji przycisków. W „Tajemnicy Chłodnicy Górskiej” – przyglądamy się planszy z ulotkami, a następnie po jej wymieszaniu musimy przywrócić ją do pierwotnej postaci. „Przegląd u Wójta” – przeciągamy kursor myszki przez rurkę, uważając, by nie dotknąć jej krawędzi. I tak dalej, nie ma sensu wymieniać wszystkich „atrakcji”. Jak widać, nie jest to nic, czego współczesna scena flashowa by do dziś nie opanowała.