autor: Krzysztof Gonciarz
Kod Da Vinci - recenzja gry
Być może Da Vinci ukrył w swoich obrazach wskazówki na temat zrobienia dobrej gry przygodowej. Nawet jeśli, to 2K Games i tak nie złamało jego kodu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Anegdota siedziała spokojnie na fotelu i gapiła się na mnie, co jakiś czas tylko łypiąc okiem na zerkającą mi przez ramię na ekran monitora Krytykę.
- Uważaj, za tym rogiem może czaić się przeciwnik... – udawanym półgłosem rodem z horrorów klasy B zagaił do mnie Strach.
- Nie, na pewno nie. – Odparłem z przekąsem. – Przeciwników w tej grze zawsze widać jak na dłoni. Przez grzeczność nie wspomnę już o tym, że są zdecydowanie zbyt głupi, by mnie na jakikolwiek sposób zaskoczyć. Nie mówiłem ci już, że nie masz tu czego szukać? I powiedz temu drugiemu, żeby się wreszcie zamknął, albo nie ręczę za siebie.
Imaginacja zmieszał się słysząc moje słowa i zamilkł na chwilę.
- Jak to, nie pociąga cię sposobność zgłębienia tajemnic mrocznej strony chrześcijaństwa? – spytał z niedowierzaniem, błędnie nadając swemu pytaniu akcent retoryczny.
- A weźże się. Jeśli mam być szczery, ta gra nie jest ani straszna, ani dająca do myślenia.
Krytyka zachichotała podle i ponownie wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Anegdotą. Obie zamilkły i zawiesiły wzrok na Strachu i Imaginacji, którzy to nagle zaczęli wydawać się mniejsi i słabsi niż kiedykolwiek wcześniej.
- Siądźcie sobie spokojnie, moi mili. – zapraszająco wskazałem im na pobliską kanapę – Spróbujemy wam wyjaśnić w czym tkwi problem. Kiedy skończymy, zanieście proszę tę wiadomość do developerów na całym świecie. Najwyraźniej niektórym z nich brakuje wyobraźni, o odrobinie pokory nie wspominając.
Krytyka i Anegdota podeszły do mnie nie spiesząc się. Chcąc zaoszczędzić czas, użyłem klawiszy Alt-Tab do wyłączenia gry. Jakoś tak zawsze ją to wieszało, przez co skuteczniej i szybciej było opuszczać jej środowisko w ten sposób, aniżeli przy użyciu standardowej opcji „Quit”. Z determinacją uruchomiłem edytor tekstu, nie pozwalając sobie na więcej niż dwugodzinną zwłokę, którą nie bacząc na obecność gości poświęciłem na GG, muzykę oraz surfowanie po stronach pornograficznych. Pozbawiony lepszej koncepcji, postanowiłem zacząć tekst od wstrząsającego, acz mającego drugie dno wyznania...
Nie czytałem i nie oglądałem. W sumie nie czuję się z tym źle. Muzyki z Top10 Empiku też przeważnie nie słucham, a mimo to nie miewam kompleksów na punkcie znajomości sensownej części płyt „obiektywnie” istotnych. Nieważne jednak. Na tę drobną prywatę pozwalam sobie z tytułu osobistego odcięcia prezentowanego tu The Da Vinci Code od książkowo-filmowych pierwowzorów, celem ocenienia jej niczym prawdziwej, detektywistycznej gry przygodowej. Genre to przecież bardzo zacny, a wśród jego reprezentantów bez problemów wskazać możemy przykłady tytułów na przysłowiową dziesiątkę. Trudno więc postrzegać zgubienie etykietki „adaptacji filmowej” za nietakt. Nazwijmy to kredytem zaufania, kierowanym wspomnieniami takich produkcji jak Laura Bow, Broken Sword czy Black Dahlia.