autor: Bartek Czajkowski
Trzej Muszkieterowie - recenzja gry
Całkiem zabawna historia rozpoczyna się w roku 1628. Podczas, gdy trójka muszkieterów siedzi przy stole w gospodzie „Pod Czerwonym Gołębiem”, rozmawiając o tajemniczym porwaniu swych druhów, przez drzwi wpada zziajany D’Artagnan...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Reklama dźwignią handlu – trudno nie zgodzić się z tym powiedzeniem, szczególnie trzymając w ręku produkt najwyżej przeciętny, którego szans na sprzedaż upatrywać należy w pudełku, opatrzonym dobrymi, acz wyssanymi z palca, hasłami reklamowymi, a nie samą treścią gry. A któż na takie chwyty jest bardziej podatny niż dzieci? To do nich właśnie adresowani są Trzej muszkieterowie. Jak czytamy na banerach: „pierwsza gra oparta o dzieło Aleksandra Dumasa” – czyżby panowie z Legendo nie słyszeli np. o całkiem dobrym point & click Touché? Bynajmniej nie o to chodzi, że próbuję się czegoś czepić na siłę... To drobne kłamstewko pociąga ich za sobą więcej. Nie zmienia to jednak faktu, że w Trzech muszkieterów gra się wcale miło i spora liczba obietnic, nie znajdujących potwierdzenia w rzeczywistości, nie była potrzebna.
Całkiem fajna i trzeba przyznać zabawna historia, którą opowiada nam Portos, rozpoczyna się w roku 1628. Podczas, gdy trójka muszkieterów siedziała właśnie przy stole w gospodzie „Pod Czerwonym Gołębiem”, rozmawiając o tajemniczym porwaniu swych druhów, przez drzwi wpadł nagle zziajany D’Artagnan. Trzymając w jednej ręce klucz, a w drugiej odebraną dopiero co bandycie mapę, zaczął opowiadać przyjaciołom o odnalezionej kryjówce hrabiego Xaviera, w której przetrzymuje muszkieterów. Chwilę po tym jak skończył, drzwi gospody zostały otwarte raz jeszcze. Tym razem w progu stał wspomniany Xavier w asyście porucznika Orsiniego i gwardii żołnierzy. Podczas rozpętanej szarpaniny Portos został niepostrzeżenie wypchnięty przez okno gospody, a Aramis, Atos i D’Artagnan – mimo zaciętej walki – zostali kolejnymi zakładnikami złego hrabiego. Nie stroniący od alkoholu Portos, kiedy tylko doszedł do siebie i zauważył, że jego towarzysze broni zostali pojmani, sięgnął szybko po łyk orzeźwiającego francuskiego wina i pognał przyjaciołom na pomoc rzucając się w wir przygody.
Cała rola Portosa, głównego bohatera gry, zagrana jest nad oczekiwanie dobrze. W intrze, przerywnikach między poziomami czy samej grze, Roch Siemianowski (głos znany chyba najbardziej z reklam odchudzających pasów, super mikserów i materacy zastępujących pełnowartościowe łóżka w Telezakupach), daje porządną lekcję profesjonalnego dubbingu. Szkoda tylko, że chcąc zaoszczędzić na lokalizacji, dystrybutor zatrudnił tylko i wyłącznie jego – przez co pan Roch zmuszony był użyczyć swej barwy nie tylko narratorowi, lecz również Orsiniemu czy hrabiemu Xavier.
Niestety, o ile dobrze Portosa się słucha, to znacznie gorzej ogląda. Animacja postaci to w wypadku Trzech muszkieterów krok milowy, ale wstecz. Autorzy spóźnili się ze swym silnikiem o dobrych kilka lat, a – cytuję – „powalające modele postaci” mają słabe szanse konkurować nawet z pierwszym Crash Bandicoot.