Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 sierpnia 2005, 13:08

autor: Emil Ronda

Killer 7 - recenzja gry - Strona 2

Poznajcie i wcielcie się w rolę Harmana Smitha – zabójcy, któremu dolega coś na podobieństwo schizofrenii. Harman wyhodował w swej głowie kilka osobowości (teraz spójrzcie na tytuł gry) – a każda nich posiada inne umiejętności.

Przy pomocy prawego „triggera” przełączcie się w tryb FPP. Tu już analog działa standardowo, czyli pozwala na dokładne celowanie. Niestety, nie da się wtedy poruszać (archaizm na potęgę; Capcom i jego zapożyczenia z serii Resident Evil dają się we znaki). Lewym „triggerem” skanujecie okolicę – dopiero wtedy wrogie poczwary stają się widoczne. Wcześniej (gdy jesteśmy w trybie TPP) swoją obecność zgłaszają paranoicznym śmiechem, co jest dla gracza znakiem do szybkiego przełączenia się w tryb strzelania i wymusza nerwowe (to akurat pożądany efekt) skanowanie okolicy w poszukiwaniu wroga.

Potworów jest wiele rodzajów, większość to człekokształtne poczwary (takie „tanie” zombiaki), ale znajdą się ciekawostki na przykład w postaci toczącej się kuli z ludzkimi twarzami (i strzał tylko w jedną facjatę unicestwia to coś). Te bardziej ludzkie mają na swoim ciele wyraźnie zaznaczony punkt – szukajcie czegoś na kształt ptasiej kupy (nie żartuję!) – celny strzał zabija poczwarę na miejscu.

Strzelanie sprawia przyjemność – głównie za sprawą wrogów efektownie rozkładających się na drobne kropelki krwi oraz chłodnych komentarzy naszych postaci („hurts... does it” seksownej KAEDE rządzi!). Pojedynki wywołują odpowiednie napięcie, bo jeśli nie zdążymy ustrzelić wroga, ten detonuje się w naszym pobliżu czyniąc szkodę naszemu zdrowiu. Bywa więc czasem nerwowo.

Wspomniałem o krwi przeciwników – kolekcjonujemy ją w naszym menu, by potem podnosić różne umiejętności postaci; podwójny strzał czy możliwość dobicia pełzającego, rannego wroga mogą się przydać, a takich zagrywek jest sporo i są różnorodne. Drugi rodzaj zdobywanej krwi służy natomiast jako medykament – uzupełniamy nim nasze zdrowie. Ilość zebranej na każdym przeciwniku krwi zależy od tego, jak celnie w niego strzelamy.

Co jakiś czas pojawi się okazja wejścia do „Harman’s Room” – tu zapisujemy grę, możemy skorzystać z osobliwej instrukcji pomagającej zrozumieć zasady lub przełączyć się na inną postać – uwaga – skacząc po poszczególnych kanałach odbiornika TV! Harman wykorzystuje to medium do kontroli swoich osobowości – schizofrenik jak się patrzy! Każda z postaci ma swoje unikalne zdolności i broń, którą strzela, choć akurat w kwestii arsenału kilku bohaterów ma podobne – wydaje się, że aż nazbyt – wyposażenie.

Gra tylko dla dorosłych. To jeden z powodów.

KAEDE – jedyne kobiece wcielenie Harmana – korzysta z lunety, co niezwykle przydaje się przy precyzyjnym celowaniu w czuły punkt przeciwnika; dziewczyna ma też niezwykły dar wchłaniania krwi poprzez swoje ramię, czym niszczy specjalne krwawe bariery (brzmi jak idiotyzm – wiem). Dan Smith może oddawać bardzo mocne strzały, dodając im wcześniej mocy zdobytą krwią. Con Smith porusza się nienaturalnie szybko, a jego niewielkie rozmiary pozwalają mu na wciśnięcie się w miejsca, w które reszta ekipy może co najwyżej wetknąć serdeczny paluszek. Kevin Smith posiada potężny dar niewidzialności. Coyote Smith skacze wysoko niczym dawny mistrz Bubka w skoku o tyczce, a i otwarcie zamkniętych na cztery spusty zamków nie stanowi dla chłopaka większej przeszkody. Mask de Smith to były wrestler (?) i oprócz tego, że forsuje „z bara” niektóre przeszkody, do tego ma dwie spluwy o potężnej sile rażenia. No i zostaje jeszcze Garcian Smith – koleżka to o tyle ciekawy, że gramy nim tylko wtedy, gdy zginie sterowana przez nas inna postać. Garcian ma wtedy za zadanie dotrzeć z ostatniego checkpointa do miejsca śmierci członka Killer 7 i stamtąd dosłownie go sprzątnąć (ofiara prezentuje się jako... papierowa torebka) – wtedy ów bohater jest przywracany do życia i możemy grać dalej. Patent z Garcianem jest ciekawy, ale na wyższych poziomach trudności może zwyczajnie się znudzić i zbytnio przeciągać czas rozgrywki; należałoby go jeszcze jakoś urozmaicić, bo przechodzenie tych samych poziomów z identycznym rozmieszczeniem przeciwników nie należy do najprzyjemniejszych czynności.