autor: Artur Dąbrowski
Star Wars: Knights of the Old Republic II - The Sith Lords - recenzja gry
Długo i niecierpliwie czekaliśmy na drugą część KOTOR-a. Gra, którą otrzymaliśmy, nie jest tym, czego się spodziewaliśmy, chociaż ciągle mamy do czynienia z niezłym erpegiem.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Gwiezdne Wojny towarzyszą mi od urodzenia. Będąc dzieckiem, obejrzałem Trylogię chyba ze sto razy (nie licząc nowych epizodów, które nie przypadły mi zbytnio do gustu). Jako fan Star Wars, nie mogłem przejść obojętnie obok świetnie zapowiadających się Star Wars: Knights of the Old Republic. Muszę przyznać, że zamąciły mi one w głowie mocniej niż jesienne przesilenie – godziny przy nich płynęły mi niczym minuty, ciężko się było oderwać... Nic dziwnego więc w tym, że kontynuacji oczekiwałem z wypiekami na twarzy. W końcu przyszła pora ku temu, by położyć spocone od emocji dłonie na pudełku z KOTOR-em 2.
Zanim rozpocznę rozprawiać o samej grze, chciałbym przypomnieć mniej znającym temat, że za KOTOR-a 2 nie odpowiadają autorzy części pierwszej – BioWare Entertainment – acz partner tej firmy i debiutant na rynku – studio Obsidian Entertainment. W jego skład wchodzi między innymi Fergus Urquhart, co mówi już samo za siebie. O tym, jaki wpływ ta zmiana wywarła na jakość produktu, dowiecie się z poniższej recenzji...
Akcja KOTOR-a 2 toczy się około pięć lat po wydarzeniach znanych z części pierwszej. Scenariusz dotyczy Wojny Mandaloriańskiej, która odbiła się widocznym piętnem na galaktycznej równowadze sił Dobra i Zła. Stara Republika chyli się ku upadkowi, członkowie Zakonu Jedi nie żyją, a jeden z ostatnich rycerzy stracił kontakt z Mocą i właśnie przebywa na wygnaniu. Krótko mówiąc – nie jest za ciekawie. Teraz wyobraźcie sobie, że to my wcielamy się w tego Jedi na wygnaniu i że to na naszych barkach spoczywa misja uzdrowienia sytuacji. Nieźle, prawda? Zapewne jesteście ciekawi, za co główny bohater został odsunięty od ścieżki Jedi. Już tłumaczę – stało się tak po tym, jak złamał Kodeks Jedi i udał się na Wojnę Mandaloriańską, by walczyć za uciśnionych. Jednak nikt z Zakonu nie chciał tego zrozumieć i w ten sposób Jedi pożegnał się ze swoim mieczem świetlnym.
Z jednej strony fabuła KOTOR-a 2 jest mroczniejsza i dużo bardziej złożona od tej, jaką poznawaliśmy w prequelu, jednak na drugiej szali leżą niedociągnięcia w scenariuszu i pewien brak konsekwencji. Część pierwszą zaczynaliśmy jako zupełnie zielony w sprawach Mocy osobnik, natomiast bohater dwójki jest dawnym Jedi, który utracił swoje błogosławieństwo. Jego przeszłość powinna już coś znaczyć, tymczasem na początku jesteśmy de-facto nikim – ledwie co wymachujemy wibroostrzem, z jakiejkolwiek nadprzyrodzonej zdolności korzystamy raz na godzinę, a wszyscy wokół wręcz nami pomiatają. Tak więc wszystkiego uczymy się zupełnie od podstaw. Można to poniekąd wytłumaczyć, ale – tak czy owak – od razu chciałoby się poszaleć z mieczem świetlnym w dłoni, a trzeba tyle czekać.