autor: Krzysztof Gonciarz
Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie - recenzja gry
Jest to gra warta polecenia nie tylko osobom, które zaślepione są samym napisem „Lord of the Rings” na opakowaniu. Jest to porcja naprawdę solidnego software`u, potrafiąca zaskoczyć i zapewnić godziny rozrywki.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kiedy niespełna 3 lata temu zasiadłem w kinowym fotelu, by obejrzeć pierwszą część filmowej adaptacji Władcy Pierścieni, czułem pewien niepokój. Wynikał on z przytłaczającej wręcz świadomości, jaki to szmat czasu minie, zanim dane mi będzie zobaczyć ostatni epizod filmowej trylogii. 3 lata, to okres, w którym tyle może się zdarzyć. I oto jesteśmy, grudzień 2004, burza po oskarowym Powrocie Króla dawno już minęła, a apetyty fanów zaspokajane są kolejnymi bazującymi na serii filmów grami. Grami, które o dziwo są całkiem zadowalającej jakości. Każde dziecko wie, ile jest warte 90% komputerowo-konsolowych interpretacji kinowych hitów. Najwyraźniej jednak gigantyczne pieniądze, które otaczają przecież wszystko z logiem „Lord of the Rings” na przedzie, potrafią odnaleźć odzwierciedlenie w jakości wypuszczanych na rynek produktów. I trzeba przyznać, że Bitwa o Śródziemie, nowy flagowy tytuł Electronic Arts, zawiera w sobie coś ponad filmową licencję i logo New Line Cinema na wstępie.
One ring to bla bla bla
Nie będę przytaczać fabuły LOTR-a, zalatywałoby to grafomanią i ignorancją z mojej strony. Każdy, nawet najbardziej odporny na imperialistyczne masówki Polak orientuje się, o co z grubsza w tym wszystkim chodzi. Warto zwrócić tylko uwagę na fakt, że BFME traktuje sagę stworzoną przez mistrza J.R.R. Tolkiena z dużym przymrużeniem oka. Nie do wiary? Przygotujcie się na wywrócenie Śródziemia do góry dnem i na lewą stronę. Zobaczycie Gandalfa wychodzącego bez szwanku z pojedynku z Balrogiem i towarzyszącego Drużynie w Lothlorien. Pomożecie Samowi w zorganizowaniu armii żołnierzy Gondoru w celu odbicia otrutego przez Szelobę Froda z rąk Orków. Minas Tirith obronicie z pomocą walczących ramię w ramię Faramira i Boromira. Jednym słowem ręka, noga, mózg na ścianie, ale fakt jest faktem – na samą grę, która jest przecież z założenia RTS-em, wielkiego wpływu to nie ma. Ot, dostajemy w danej misji takich a takich bohaterów do dyspozycji. Pewien niesmak jednak pozostaje, zwłaszcza że teoretycznie gra powinna być oparta na scenariuszu filmowym.
Inaczej sprawa się ma z kampanią sił zła. Jak łatwo się domyśleć, trudno tu dopatrywać się jakichkolwiek związków fabularnych z pierwowzorem. Misje te jednak są naprawdę wciągające. Któżby nie chciał zobaczyć, jak Isengard zdobywa Helmowy Jar, a Aragorn ginie z rąk Lurtza (herosa uruk-hai)? Teraz będziemy mieli niewątpliwą przyjemność pokierowania tym wszystkim własnoręcznie.