autor: Maciej Kurowiak
Halo 2 - recenzja gry
Halo 2 jest duże. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to pierwsza część podniesiona do kwadratu.
Recenzja powstała na bazie wersji XBOX.
Halo to Halo – według wielu po prostu niekwestionowany król wszystkich gier na najpotężniejszą z obecnych na rynku konsol. Tak przynajmniej było do 9 listopada tego roku, kiedy to nadciągnął potomek, by strącić z tronu dotychczasowego władcę. Halo 2 już w tej chwili pobił wszelkie rekordy, a Bungie i jego najbogatszy na świecie wydawca topią się w dolarach. I mają do tego święte prawo, gdyż drugie Halo jest obecnie najlepszą strzelaniną na Xboxa. Najlepszą z małym przypisem: opcja multiplayer jest przeznaczona tylko dla subskrybentów serwisu Xbox Live. Xbox Live oficjalnie w Polsce nie istnieje i nie dla nas wykrzykiwanie przez czat głosowy oklepanych tekstów z „Psów”. Można jedynie wrzeszczeć „loosers!” do Anglosasów, którzy wykończą Cię nim zdążysz krzyknąć przeciągłe „heeeelp!”. Kroki w tej sytuacji, które może podjąć przeciętny polski gracz, są następujące: splunąć i czekać na lepsze czasy, kupić Xbox Live w wersji anglojęzycznej i zakamuflować swoje pochodzenie milcząc jak grób, lub wybrać opcję minimum i zagrać w trybie offline. W ramach protestu przeciwko polityce Microsoftu wobec naszej ojczyzny, niniejsza recenzja jest w głównej mierze oparta o ostatnią opcję.
Żeby wszystko było jasne, Halo 2 nie jest zupełnie inną grą od swojego poprzednika i jeśli jedynka nie przypadła komuś do gustu to szanse, że pokocha dwójkę, są znikome. Jeśli jednak ktoś wielbił pierwszą część, jest pewne, że rzuci ją dla dwójki w mgnieniu oka. A przyczyn jest wiele. W wersji offline Halo 2 nie jest bynajmniej grą ubogą. Wręcz przeciwnie, mamy do dyspozycji kampanię dla jednego gracza, przy czym możemy ją także rozgrywać w trybie kooperacji. Jeśli chodzi o dostępne opcje i modele rozgrywki, gra jest ponadprzeciętnie rozbudowana, dlatego dla należytego porządku zacznijmy od podstawowej kampanii dla jednego gracza.
Samemu to dobrze…
Halo 2 jest duże. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to pierwsza część podniesiona do kwadratu. Wszystko jest tu większe, lepsze, szersze, głośniejsze, mocniejsze i epitety tego rodzaju można by mnożyć w nieskończoność. Położono zdecydowany nacisk na fabułę – misje nie są już sztywno podzielone i mimo, że istnieje podobny jak w jedynce podział na poziomy, to mamy do czynienia z kompletną i spójną historią. Doszli nowi bohaterowie - a co za tym idzie - interakcje między nimi i więcej dialogów, w których uczestniczymy. Fabuła trzyma fason – nie jest ani prostacka, ani specjalnie zamotana. Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli zdradzę, że wojna pomiędzy siłami Przymierza obcych (The Covenant) i ludzkością przenosi się m.in. na Ziemię (wspominano o tym wielokrotnie w materiałach przedpremierowych). Więcej oczywiście nie zdradzę, dopowiadając tylko, że niespodzianek jest znacznie więcej. Oczywiście rdzeń jest ten sam – znakomita i bezkompromisowa strzelanina fpp.