Spider-Man 2: The Game - recenzja gry na PC - Strona 2
"Spider-Man 2" w wydaniu konsolowym jest grą dobrą. Tymczacem pecetowcy muszą zadowolić się ochłapem rodem z The Fizz Factor, który niemal od razu dostał rekomendację programu dla dzieci.
O fabule tudzież jej braku
Niemal od samego początku, Spider-Man 2 budzi skrajnie negatywne odczucia. Introdukcja, jak w każdej, normalnej grze, pełniąca funkcję wprowadzenia do fabuły, tutaj została potraktowana nie lepiej niż nędzny przerywnik filmowy, z główną opowieścią mający związek co najwyżej luźny. Nie potrafię zrozumieć, po co autorzy uwzględnili w niej wątek obecności Petera Parkera na pokazie Otto Octaviusa, skoro po chwili lądujemy w stroju Spider-Mana, w zupełnie innej części miasta. Konsolowa wersja gry jest w tym momencie bardziej poukładana i nawiązuje do filmu. Na pokazie następuje awaria, a Parker, już jako Człowiek Pająk, musi szybko wyłączyć niebezpieczną maszynerię. Tutaj, wątek w introdukcji jest identyczny, ale po jej zakończeniu nie dzieje się absolutnie nic.
Przerywniki filmowe i brak jakiejkolwiek w nich logiki, to zresztą jeden z najpoważniejszych zarzutów dotyczących drugiej odsłony gry. Kolejne wydarzenia przypominają czeski film. Zgodnie z zaleceniami programu, udajemy się w podniebną podróż do innej części miasta. Nagle gra zostaje zatrzymana wprost na ulicy i okazuje się, że już jako Peter Parker znajdujemy się w banku, wraz z ciocią May. Gdyby wcześniej pojawiła się jakakolwiek wskazówka, że naszym celem jest spotkanie się z opiekunką, to jeszcze przymknąłbym na to oko. Ale o czymś takim, w Spider-Manie 2, możemy tylko pomarzyć.
Jakby tego było mało, sama realizacja przerywników woła o pomstę do nieba. Mimo, że bohaterom głosy podkładali znani z filmowego pierwowzoru aktorzy, brzmią oni tak, jakby poprzedzający nagrania tydzień spędzili na całonocnych libacjach. Tobey Maguire jest beznamiętny, w jego wokalach brak jakichkolwiek emocji. Gdy Puma porywa samochód Mary Jane, chcąc złapać Spider-Mana w pułapkę, Peter Parker obojętnym tonem mówi swojej ukochanej, że idzie zadzwonić po policję. W tej scenie jest on tak samo przekonywujący, jak nasze rodzime gwiazdy z Big Brothera w pseudo-komediach Jerzego Gruzy. Podobnymi przykładami można sypać zresztą jak z rękawa.