Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 stycznia 2001, 14:48

autor: Andrzej Jerzyk

Gunman Chronicles - recenzja gry

Recenzja najnowszej gry FPP opartej o troszkę stary już silnik Half-Life. Ciekawa fabuła plus rozbudowana konfiguracja broni oraz nowinki takie jak prowadzenie czołgu powinny jednak przyciągnąć wielbicieli gatunku.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Recenzji tej gry nie sposób rozpocząć od przypomnienia jednej z największych gier wszechczasów. Half-Life, bo o nim właśnie mowa, wywołał w światku gier komputerowych ogromne poruszenie. Sam do dziś pamiętam mój zachwyt. Ta gra zwalała z nóg niesamowitą grafiką i przecudowną, idealną, przepiękną (aż brakuje słów) fabułą. Zachwycała nie tylko mnie ale i cały świat, co znalazło swoje odzwierciedlenie w licznych nagrodach przyznanych tej grze (m.in. tytuł Game of The Year).

Od tego czasu minęły dwa lata i wielbiciele tytułu zaczęli domagać się kontynuacji. Gunman Chronicles pod względem fabuły nie ma wiele wspólnego z Half-Life, jednak w dużej mierze jest bardzo podobny do „mistrza”. Przede wszystkim oparty jest o ten sam, znakomity skądinąd, engine. Już samo intro, podobnie jak w Half-Life, zapowiada znakomitą rozrywkę i prezentuje fabułę godną zainteresowania - otóż jesteśmy jednym z międzyplanetarnych żołnierzy, członkiem elitarnej armii. Zostajemy wysłani na jedną z licznych odkrytych przez ludzkość planet, by zbadać niepokojące oznaki aktywności Xenomów – wrogiej rasy. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że była to pułapka, a za wszystkim stoi Generał, pod którym niegdyś służyliśmy.

Gra została osadzona w realiach „dzikiego zachodu XXV wieku” – mamy więc coś w rodzaju kosmicznej wojny secesyjnej, z jankesami i federacją. Mundur Gunmana wygląda jak żywcem wzięty spod Gettysburga, a zabudowania w grze wyglądają często jak z „Domku na prerii”.

Interface gry jest żywcem wzięty ze słynnego poprzednika, nic praktycznie się nie zmieniło. Dużym ułatwieniem w grze jest trening, jaki przechodzimy przed przystąpieniem do akcji – pomaga oswoić się z poszczególnymi rodzajami broni i obsługą czołgu.

Graficznie gra prezentuje się naprawdę znakomicie. Engine jest już trochę przestarzały, ale tekstury zostały bardzo ładnie przygotowane i robią wrażenie. Przede wszystkim może się podobać duże zróżnicowanie w wystroju otoczenia. Nie jest to szaro-bury Quake – mamy tu tereny zielone, pustynne, dopieszczone graficznie wnętrza laboratoriów, wielkie wąwozy i imponujące swą architekturą budowle. Podobnie jest z dźwiękiem i muzyką – wszystko jest naprawdę OK.

Duże wrażenie robi dobór broni dostępnych w grze. Nie jest ich wiele, jednak każda z nich posiada wiele konfigurowalnych trybów. Wynikiem jest kilkadziesiąt kombinacji – wynik zaiste imponujący. Poza tym do gry dodano obsługę takich urządzeń jak stacjonarne działa czy czołgi. Pod koniec gry czołgiem jedziemy dość długo, jest to zresztą nasza jedyna szansa na przejście gry. Jest to pewne novum w tego typu grach, bardzo jednak przyjemne.

Potwory, z którymi przyjdzie nam walczyć nie są już tak oryginalne jak reszta gry. Przypominają te z Half-Life, z tą jedynie różnicą, że zamiast ultra-nowoczesnej piechoty morskiej mamy przeciwko sobie wyposażoną w nowoczesną broń armię z XIX wieku. Poza tym mamy mutanty i roboty. Są wykonane przyzwoicie, mam tylko jedną pretensję – trudno się ich bać. Są jakieś takie mało groźne, a trudno poważnie traktować potwora z anteną satelitarną na głowie (kto grał ten wie o czym mowa). Trzeba natomiast przyznać, że nasi adwersarze mają w zanadrzu całkiem sporo sztuczek, poczynając od uników i fikołków, a na zróżnicowanym trybie prowadzenia ognia kończąc.

Gra jest naprawdę bardzo dobra. Wielu graczy twierdzi, że jest zbyt krótka, jednak ja takiego wrażenia nie odniosłem. Spokojnie wystarcza na kilka tygodni dobrej rozrywki. Tryb gry wieloosobowej, czyli to co naprawdę zatrzymuje graczy przy tytule wygląda identycznie jak w HL i Opposing Force. Mamy więc możliwość rozegrania deathmatcha na LAN-ie (czyli sieci lokalnej) lub przy pomocy serwisu internetowego WON. Mapy do gry wieloosobowej są znakomicie przygotowane, chociaż i tak nic nigdy nie do równa deathmatchowi na starym dobrym Doomie.

Podsumowując – nie ma mowy o powtórzeniu sukcesu Half-Life’a. Nie zmienia to faktu, że gra jest bardzo dobra i włożono w jej stworzenie dużo wysiłku. Plusem starszego engine’u jest fakt, że gra znośnie pójdzie już na słabych Celeronach (wspartych jednak odpowiednią kartą grafiki). Gunman potrafi wciągnąć, do tego nie przesadza z utrudnieniami typu „ustaw dźwignie w dobrej pozycji”. Zagadek jest w sam raz – ani za dużo, ani za mało. Do tego ich poziom trudności nie zrazi początkujących graczy, a wyjadaczom może sprawić pewne trudności. Kupić więc czy nie kupić – oto jest pytanie. Odpowiedź jest jednoznaczna – kupić !

No chyba że wolimy szachy...

Jeż

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.