Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Kingdom Come: Deliverance Recenzja gry

Recenzja gry 13 lutego 2018, 09:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Kingdom Come: Deliverance - między Gothikiem a Wiedźminem

Realistyczne RPG dziejące się w dodatku w średniowiecznej Europie? Twórcy z czeskiego Warhorse zmierzyli się z tematem i z tej próby wyszli prawie zwycięsko.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS4, XONE

PLUSY:
  1. wciągająca fabuła;
  2. dobrze napisane dialogi;
  3. kapitalne cut-scenki;
  4. wrażenie żyjącego świata;
  5. mechaniki rozwijania współczynników.
MINUSY:
  1. niespecjalna optymalizacja;
  2. system zapisywania stanu gry;
  3. liczne bugi niekiedy zupełnie psujące rozgrywkę (od wersji 1.2 jakby mniejsze).

Trzeba było człowieka wielkiej wiary, aby po udostępnieniu przez Czechów z ekipy Warhorse próbki gry Kingdom Come: Deliverance zobaczyć w niej coś więcej niż tylko zlepek nietrafionych pomysłów. Raziła przede wszystkim chaotyczna mechanika walki bronią białą, przypominająca ciosanie w powietrzu drew na rozpałkę. Nijak miało się to do eleganckich piruetów Geralta, ciosów z doskoku, a już w żadnym wypadku turlania się pod nogami przeciwnika, by móc dziabnąć go czubkiem miecza między łopatkami.

Cyrkowe popisy wiedźmina musiały pójść precz, bo twórcom przyświecała zupełnie inna idea. Ich zamiarem stało się przeniesienie w wirtualną przestrzeń pojedynków, które w możliwie najbardziej realistyczny sposób pokażą, jak przed wiekami walczyli nasi przodkowie. I o ile jeszcze w becie wszystko to funkcjonowało w bardzo, powiedzmy, kontrowersyjno-katastrofalny sposób, o tyle w pełnej wersji niektórzy z Was zakochają się w fachu opancerzonego rębajły. Jeśli tylko odpowiednio mocno zaciśnięcie zęby i nauczycie się działania kolejnych kombosów. Pozostali znajdą sobie inne zajęcie czy sposób na przeżycie w niebezpiecznej Bohemii Anno Domini 1403.

Opowieści o Henryku towarzyszą świetnie wyreżyserowane i wykonane przerywniki filmowe.

Twórcy od samego początku przekonywali, że planują stworzyć RPG bez całego tego fantastycznego entourage’u, który wydaje się być przecież nieodzowny w tym gatunku. Co prawda historia branży gier komputerowych zna podobne przypadki, ale przepadły one w pomroce dziejów i dzieło Warhorse staje się na tle konkurencji czymś absolutnie wyjątkowym.

Choć Czesi od wieków są naszymi bliskimi sąsiadami, to jednak niewiele wiemy o ich historii. Kojarzymy żonę Mieszka I Dobrawę, parę filmów i seriali, tzw. trylogię husycką Andrzeja Sapkowskiego, Dobrego wojaka Szwejka, twórców serii ArmA i piosenkę Bohemian Rhapsody (he, he). No dobrze, może to tylko ja jestem tak ograniczony, ale to tym lepiej, bo do tego skromnego arsenału znad Wełtawy dochodzi nowa rakieta w postaci Kingdom Come: Deliverance.

Życie w średniowieczu zmuszało do podążania pieszo za panem na koniu.

Henryk Bohater

W telegraficznym skrócie: dobry król umiera. Rządy po nim przejmuje król leniwy i rozwiązły, słabo interesujący się państwem. Możni proszą o pomoc jeszcze innego króla, który wykorzystuje sytuację i zaczyna łupić ziemię czeską. Konkretów dowiecie się z bardzo fajnie zaprojektowanego w gotyckim stylu intra i z samej gry, a nam wystarczy świadomość, że już wkrótce po „wsi spokojnej, wsi wesołej” zostaną tylko spalone zgliszcza, a wojna nawiedzi okolicę, w której dorastał nasz bohater.

Henryk, syn kowala, jest młody i niedoświadczony. Pragnie nauczyć się walki mieczem, ale marnie mu to wychodzi. Swój spryt i umiejętności wykorzystuje do rozliczeń z sąsiadami, obracając się przy tym w niezbyt rozgarniętym towarzystwie miejscowych chuliganów. Kiedy jednak nadchodzi czas próby, chwyta za oręż i walczy. Mniej za sprawę, a bardziej w imię średniowiecznej lojalności i osobistej zemsty. Klasyczna opowieść od zera do bohatera podana tu w historycznym sosie.

Osady w grze żyją we własnym, powolnym tempie.

Choć gra operuje na otwartym świecie, który odkrywamy w miarę rozwoju fabuły lub wedle własnej woli, to do pewnego momentu całość jest bardzo liniowa i nie pozwala na porządny skok w bok. To świetne posunięcie ze strony autorów, dzięki któremu przez kilka pierwszych godzin zabawa nie traci tempa, co rusz rzucając nam nowe wyzwania i przy okazji ucząc rozmaitych mechanik.

Wielki plus gry stanowi jakość dialogów, szczególnie w prześlicznych przerywnikach filmowych, będących częścią głównej linii fabularnej. Teksty są bardzo naturalne i dotyczą nie tylko najważniejszych spraw związanych z naszym bohaterem – nie brakuje w nich ciekawych dygresji i w większości przypadków nie wyczuwa się sztuczności ani fałszywej nuty, na której niepotrzebnie zagrał scenarzysta. Jasne, że w samej rozgrywce ograniczają się do minimum i kiedy rozmawiamy z garbarzem o jego synu, stary nie wdaje się w niepotrzebne dywagacje i ma dla nas jasny komunikat, ale też dzięki takiemu podejściu rozmowy z NPC nie dłużą się niemiłosiernie.

Nawet postacie niezależne muszą kiedyś coś zjeść.

Sam Henryk nie spodobał mi się na początku w roli głównego herosa. Z wyglądu chłopek-roztropek, zdecydowanie zyskuje przy bliższym poznaniu. Głównie zresztą dzięki udziałowi w cut-scenkach, kiedy to bardziej rzuca się w oczy jego szelmowski uśmiech oraz skłonność do imprezowania. Nie przegapcie okazji i popijcie sobie w jednej z oberż z miejscowym księdzem. Chyba że pragniecie ukończyć grę z trofeum za brak udziału w seksualnych przygodach, ale zapewniam Was, że nie warto. Im dłużej grałem, tym bardziej lubiłem chłopaka, więc jeśli na początku jego zachowanie i wygląd prostaka nie przypadną Wam do gustu, to się nie zrażajcie.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]