Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Shadow of the Colossus Recenzja gry

Recenzja gry 30 stycznia 2018, 09:01

Recenzja gry Shadow of the Colossus – odtrutka na sandboxy

Shadow of the Colossus to wzorowy remake. Poprawia te elementy, które zestarzały się w oryginale, jak sterowanie i oprawa wizualna, nie tykając przy tym tego, co ponadczasowe – czyli struktury rozgrywki, fabuły i stylu artystycznego.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4.

Spośród trzech gier wyreżyserowanych przez Fumito Uedę – czyli Ico, Shadow of the Colossus oraz The Last Guardian – to „Cień kolosa” z 2006 roku jako jedyny odniósł większy sukces komercyjny. Nie jest to specjalnie zadziwiające – walki z gigantycznymi golemami zdecydowanie silniej pobudzają wyobraźnię masowego odbiorcy niż opowieść o chłopcu i dziewczynce próbujących uciec z tajemniczego zamku czy historia przyjaźni między młodym człowiekiem a niezwykłym zwierzęciem.

W związku z powyższym nie dziwi fakt, że to właśnie Shadow of the Colossus, a nie Ico, Sony postanowiło gruntownie odświeżyć i wydać na PlayStation 4. Odpowiednich ludzi do wykonania tego zadania japońska korporacja nie musiała długo szukać – specjalizujące się w portach i remasterach studio Bluepoint Games w 2011 roku stworzyło kolekcję pierwszych dwóch gier Team Ico na PS3, było więc doskonale zaznajomione z tą produkcją i wiedziało, które jej elementy można poprawić, a których lepiej nie ruszać, by przypadkiem nie zepsuć niczego, co stanowi o niezwykłości oryginału.

Każdy zakątek świata gry może skrywać piękne widoki.

Cień pustki

PLUSY:
  1. poprawione względem pierwowzoru sterowanie;
  2. odtworzone z olbrzymią dbałością o zachowanie charakterystycznego stylu oryginału obiekty i modele;
  3. bezkonkurencyjny klimat i poczucie osamotnienia;
  4. wspaniale zaprojektowany świat gry, który aż chce się zwiedzać;
  5. tytułowe kolosy – monumentalne istoty, z których każda stanowi unikatową zagadkę do rozwiązania;
  6. wiele dodatków do odblokowania po pierwszym podejściu.
MINUSY:
  1. drobne niedoskonałości techniczne – problemy z fizyką i zbyt bliski zasięg rysowania trawy;
  2. jeśli nie interesują nas próby czasowe czy ponowne przechodzenie gry na wyższym poziomie trudności, zabawa nie potrwa zbyt długo;
  3. szkoda, że autorzy nie pokusili się o implementację usuniętych z oryginału kolosów.

Shadow of the Colossus ósmej generacji pod względem zawartości jest dokładnie tą samą pozycją, w którą mogliśmy zagrać na PlayStation 2 i PlayStation 3. Oszczędna historia skupia się na losach Wandera, młodego mężczyzny, który wkracza na zakazaną ziemię i zawiera pakt z pradawną istotą zwaną Dorminem. W zamian za pokonanie szesnastu rozrzuconych po krainie gigantów Dormin spełni życzenie młodzieńca – wskrzesi jego ukochaną Mono, która została poświęcona w rytuale. Choć Dormin ostrzega, że cena do zapłacenia będzie wysoka, Wander rozpoczyna niebezpieczną podróż po tajemniczej krainie, której od wieków nie przemierzał żaden człowiek, za towarzysza mając jedynie wiernego konia Argo.

Rozgrywka toczy się według ściśle określonego schematu. Główny bohater w znajdującej się w centrum dostępnego obszaru świątyni otrzymuje informacje o nowym kolosie do powalenia, po czym wyrusza na grzbiecie swego rumaka, by go odnaleźć. Drogę wskazuje mu miecz, który po dobyciu go w jasnym miejscu podaje kierunek, w którym należy zmierzać. Nie licząc pojedynczych zwierząt, cała okolica jest opustoszała, zatem jedyne, co może nam grozić podczas wędrówki, to ryzyko pomylenia drogi w gąszczu górskich ścieżek bądź upadek ze zbyt dużej wysokości. Gdy w końcu Wanderowi udaje się dotrzeć do kolosa, rozpoczyna się właściwa walka, po zwycięstwie w której bohater ponownie budzi się w świątyni i wszystko zaczyna się od początku.

Od procesu tego nie odciągają nas żadne typowe dla współczesnych gier aktywności poboczne. Zakazane ziemie nie kryją opcjonalnych kolosów, skrzyń ze skarbami czy postaci ochoczo zlecających nam dodatkowe zadania – jesteśmy my, nasz cel i olbrzymie przestrzenie do pokonania, wędrówki po których nie da się skrócić żadnymi szybkimi podróżami. Nieliczne czynności, które możemy w międzyczasie wykonywać, jak np. zbieranie zwiększających wytrzymałość ogonów jaszczurek, nie są nawet w żaden sposób przez grę sygnalizowane i jesteśmy w stanie ukończyć zabawę, nie mając o nich pojęcia.

Choć technicznie istnieją lepsze gry, Shadow of the Colossus to absolutny top jeśli chodzi o klimat i atmosferę oprawy wizualnej.

Ta pustka świata oraz powtarzalność działań są czymś wyjątkowo odświeżającym po kontakcie z zachęcającymi do mnóstwa aktywności sandboksami i potęgują uczucie osamotnienia oraz klimat tajemniczości, które w Shadow of the Colossus okazują się bezkonkurencyjne. Choć rozmiar mapy nie wydaje się już dziś tak imponujący jak dwanaście lat temu, to w związku z tym, że nie potykamy się co krok o znajdźki, liczne otwarte lokacje tworzą niespotykane w innych tytułach wrażenie przestrzeni.

Do dokładnej eksploracji otoczenia zachęca jedynie architektura nielicznych ruin oraz różnorodność środowiska, które chce się badać dla samej przyjemności oglądania widoków – i muszę przyznać, że w moim wypadku był to wabik bardzo skuteczny. Wielokrotnie nadkładałem drogi, by dotrzeć do majaczących w oddali ruin czy przepaści i nacieszyć oczy rozpościerającą się z danego miejsca panoramą. Każdy odkryty zakątek czy piękny krajobraz jest tu sekretem sam w sobie, a wypatrzenie go nie służy zarejestrowaniu tego faktu przez system wewnątrzgrowych statystyk, tylko pogłębieniu naszej własnej satysfakcji.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.