Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 sierpnia 2017, 15:00

Recenzja gry The Long Dark – klimatyczny survival dla jednego gracza - Strona 2

The Long Dark w końcu doczekało się finalnej wersji. Gra studia Hinterland opuszcza Wczesny Dostęp po trzech latach, ale jej największe atuty pozostają bez zmian. To wymagający, klimatyczny survival, który wielu graczy wciągnie na całe dni.

Szron na ekranie

Wszystko to jest potęgowane przez klimat, który w The Long Dark budowany jest fenomenalnie. Do poczucia ciągłego zagrożenia dochodzi świadomość całkowitej izolacji i bezsilności wobec sił natury. Bawiąc się w trybie sandbox, nie uświadczymy towarzystwa absolutnie żadnych innych postaci, co tworzy atmosferę „cichej apokalipsy”, o jakiej mówili deweloperzy. Przemierzamy skrajnie niegościnne dla człowieka tereny, odwiedzamy opuszczone chaty i schroniska, od czasu do czasu znajdujemy na wpół zamarznięte zwłoki – wszystko to stara się nam uświadomić, że to nie miejsce dla nas i że prędzej czy później skończymy jak inni nieszczęśnicy, którzy postanowili zmierzyć się z kanadyjską dziczą.

Widoki momentami zapierają dech w piersiach. Warto trochę odmrozić sobie palce, by móc spokojnie popodziwiać krajobraz.

Jednocześnie ten nieprzyjazny świat potrafi zachwycić swoim pięknem. Oprawa wizualna może na starcie nieco odrzucać – tekstury są brzydkie, animacje także nie powalają i chociaż grafika prezentuje się lepiej niż na początku fazy wczesnego dostępu, nadal trudno nazwać ją urzekającą. Zmienia się to dopiero wtedy, gdy ujrzymy rozświetlone gwiazdami nocne niebo czy przepiękny zachód słońca. Chmury robią wówczas wrażenie namalowanych pędzlem, cały świat jawi się w pastelowych kolorach, a horyzont wygląda, jakby płonął. Niemal można poczuć mróz na policzkach i odetchnąć górskim powietrzem. Od czasów Firewatcha nie miałem okazji obcować z grą, która tak rewelacyjnie oddawałaby piękno przyrody.

Zima nadeszła dla rodu Mackenziech

Immersji sprzyja także dobrze pomyślany, minimalistyczny interfejs, który przeszedł długą drogę od początku fazy wczesnego dostępu. Teraz podczas eksploracji widzimy jedynie to, co widziałby nasz bohater – ewentualnie, jeśli nasze życie jest w niebezpieczeństwie, w lewym dolnym rogu pojawia się mały ostrzegawczy znak. Aby sprawdzić poszczególne wskaźniki lub przejrzeć ekwipunek, musimy więc wejść do menu, które na szczęście jest intuicyjne i korzystanie z niego zajmuje bardzo niewiele czasu. W porównaniu z kiepsko zaprojektowanym interfejsem z pierwszych wersji The Long Dark to, z czym mamy do czynienia obecnie, pokazuje, że deweloperzy wykonali dobrą robotę.

Recenzja gry The Long Dark – klimatyczny survival dla jednego gracza - ilustracja #2

Wielu graczy od razu zgadnie, kto wciela się w Willa Mackenziego i Astrid – dwoje głównych bohaterów trybu fabularnego. Duet Mark Meer – Jennifer Hale pozna każdy, kto pograł chwilę w pierwsze trzy odsłony serii Mass Effect: wspomniani aktorzy użyczają głosu odpowiednio męskiej i żeńskiej wersji komandora Sheparda. Ma to, niestety, swoje wady: przez kilka pierwszych godzin zastanawiałem się, co mój bohater robi w kanadyjskiej dziczy, skoro w tym samym czasie mógłby ratować galaktykę przed inwazją Żniwiarzy.

Gra jest też w naprawdę niezłym stanie technologicznym. W trakcie rozgrywki raz czy dwa zdarzyło mi się napotkać jakieś błędy przy korzystaniu z interfejsu, nagminne jest też doczytywanie się tekstur, poza tym jednak obeszło się bez poważniejszych niedociągnięć, które potrafią trapić podobne niezależne produkcje.

Każdy z wymienionych powyżej elementów, z muzyką i rzucanymi od czasu do czasu uwagami protagonisty, sprzyja kreowaniu własnych historii. Niestety, często są one znacznie ciekawsze niż to, co przedstawiają deweloperzy w trybie Wintermute. Ta epizodyczna kampania dla jednego gracza była najhuczniej zapowiadaną nowością, jaka pojawiła się w grze wraz z aktualizacją do wersji 1.0 i wyjściem z wczesnego dostępu. Po pierwszych dwóch odcinkach można ją jednak określić co najwyżej mianem nijakiej.

Protagonistę, pilota Willa Mackenziego, poznajemy w momencie, gdy jego była żona Astrid prosi go o pomoc w przedostaniu się do odizolowanej od świata, mroźnej części północnej Kanady. Przelot kończy się tragicznie – samolot rozbija się w wyniku dziwnej elektromagnetycznej burzy, a nasz bohater zostaje oddzielony od swojej towarzyszki. Od tego momentu działamy na własną rękę, starając się nie tylko przetrwać, ale i podążać tropem Astrid.

Po pierwszych dwóch odcinkach postaci przedstawione w Wintermute nie robią szczególnie pozytywnego wrażenia.

Podstawowym problemem Wintermute jest fakt, że deweloperzy postanowili zaserwować tu bardzo poważną historię, podczas której przewija się wątek walki człowieka z naturą oraz odpowiedzialności za swoje decyzje. To bynajmniej nie wada, jednak scenarzyści The Long Dark nie mają chyba wystarczających umiejętności, by wprowadzić te elementy w taki sposób, aby całość nie brzmiała pretensjonalnie. Zamiast autentycznych dialogów mamy postacie komunikujące się przede wszystkim za pomocą dramatycznych niedopowiedzeń, a także tajemniczą, ślepą staruszkę, która wypowiada się wyłącznie w formie monologów i każe nazywać Szarą Matką. Nie ociera się to jeszcze, na szczęście, o śmieszność, głównie za sprawą solidnych aktorów głosowych, ale też nie angażuje.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej