Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 czerwca 2017, 15:20

Recenzja The Elder Scrolls Online: Morrowind – dobre, ale nieco za drogie DLC - Strona 2

Deweloperzy z ZeniMax Online tym razem oferują nam nostalgiczny powrót na wyspę Vvardenfell. Ale czy pełen worek wspomnień oraz raptem kilka nowości są wystarczające, aby wydać ponad 150 złotych?

Battlegrounds to najlepsza rzecz, jaką oferuje dodatek

Nie samym PvE jednak człowiek żyje. Po osiągnięciu 10 poziomu otrzymujemy możliwość sprawdzenia się w Battlegrounds. Jest to długo wyczekiwany tryb PvP, w którym trzy czteroosobowe drużyny walczą ze sobą na arenach. Do tego dochodzą dwa rodzaje potyczek – Team Deathmatch i Capture the Flag – oraz kilka map. Co ciekawe, wszystko dobierane jest losowo, więc nie ma mowy o powtarzalności. Nasz wybór sprowadza się do zadecydowania o frakcji, którą będziemy reprezentować (nacja wskazana przy tworzeniu postaci nie ma znaczenia), oraz o przedziale poziomów.

Podczas kilku dni testowania miałem okazję wziąć udział w Battlegrounds. Dołączyłem do Pit Demons (zieloni), a po kilkunastu sekundach system dobrał mi drużynę. Ze względu na to, że praktycznie wszyscy wypróbowują wardena, na polu bitwy nie brakowało niedźwiedzi. Sam tryb oceniam zdecydowanie na plus. Walki trwają 15 minut, a podczas nich zdobywamy punkty doświadczenia oraz przedmioty. W efekcie warto uczestniczyć w Battlegrounds od samego początku, bo nic na tym nie tracimy, a przynajmniej odpoczywamy od żmudnego tłuczenia mobów.

Co do jakości starć, to raczej trudno to ocenić na tym etapie. Trafiłem na przeciwników, po których było widać, że nie znają The Elder Scrolls Online. W takiej sytuacji bitwa byłaby niesprawiedliwa, gdyby nie fakt, że w zabawie biorą udział trzy drużyny. W efekcie, gdy dwie ekipy zajmują się walką, trzecia może z łatwością obrócić sytuację na swoją korzyść. Tak było w moim przypadku – niepilnowani rywale wskoczyli nam na plecy, w trakcie naszej wymiany ognia z konkurencją.

A co ze starymi elementami?

Wypadałoby jednak nieco pomarudzić. Wspomniałem na początku, że moja wycieczka po Vvardenfell była raczej udana, chociaż nie obyło się bez pewnych nieprzyjemności. Pierwszą z nich okazała się utrata znaczenia frakcji, zaznaczająca się już od czasu aktualizacji One Tamriel. Nie gra już roli, czy dołączyliśmy do Aldmeri Dominion, Daggerfall Covenant czy Ebonheart Pact. Wszyscy radośnie zwiedzają wyspę, nie wchodząc sobie w drogę. Mam świadomość, że wybór przymierza liczy się przede wszystkim podczas walk w Cyrodiil, ale jestem przekonany, że wraz z Morrowindem to masowe PvP straci na wadze. Battlegrounds są zwyczajnie szybsze, przyjemniejsze, a do tego lepiej zbalansowane. Problem tylko w tym, że oferują własne frakcje, a nie korzystają z tego, co zostało już wprowadzone.

Kolejnym zgrzytem jest PvE. Nie mam nic do dungeonów oraz zapowiedzianego Trialu (12-osobowy raid w TESO), ale brak zwiększenia maksymalnego poziomu ekwipunku boli. Nie ma aż tak dużej motywacji w przypadku starych graczy, by ci uczestniczyli w nowych wyzwaniach. W zasadzie oprócz innego wyglądu zbroi oraz broni nic nie zyskują na takiej zabawie. Jedyną korzyścią płynącą dla nich z Morrowinda jest wzrost liczby champion points, dzięki czemu będą mogli zdobyć brakujące zdolności.

The Elder Scrolls Online: Morrowind nie dokonuje żadnej rewolucji w grze. Większość jej aspektów pozostała niezmieniona, a deweloperzy zdecydowali się na zwykłe dodanie kilku elementów. Kwestią dyskusyjną jest, czy tryb PvP musiał być czymś ekskluzywnym, serwowanym w dodatku. W moim odczuciu powinien już dawno znaleźć się w podstawowej wersji tytułu, a zmuszanie graczy do płacenia za rozszerzenie, by mogli ze sobą walczyć, nie jest czymś fajnym.

Morrowind to zdecydowanie droga wycieczka

Tak, nowa lokacja oferuje zróżnicowane tereny, a zadania zapewniają około 30 godzin zabawy. Co jednak z tego, skoro nie mogłem pozbyć się wrażenia, że gram w tytuł single player. Gra nie wymusza na nas interakcji z innymi, w zasadzie przez większość czasu możemy bawić się sami. Świat jest żywy nawet bez innych osób – NPC są bardzo aktywni. Ryzykownym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie rozbudowanych zadań do MMORPG. Z jednej strony to coś fajnego, bo zupełnie innego. Z drugiej zaś dziwnie przeżywa się indywidualną przygodę, gdy dookoła stoi tłum postaci. No właśnie, „tłum” to najlepsze określenie. Cały czas miałem wrażenie, że Vvardenfell jest pełne bezosobowych manekinów, przy czym NPC byli mi bliżsi niż pozostali gracze.

Tak w zasadzie to rozszerzenie Morrowind oferuje przede wszystkim nową lokację, klasę postaci oraz tryb PvP. Deweloperzy życzą sobie za to niecałe 175 złotych (cena z oficjalnego sklepu ESO Store). Dopłacając około 5 złotych, możemy nabyć dodatek oraz podstawową wersję gry (bez DLC). Na Steamie cena samego Morrowinda wynosi niecałe 40 euro. Jakby tego było mało, rozszerzenia nie można kupić za walutę premium (crowns), tylko trzeba wydać prawdziwą gotówkę. Patrząc na to, co dostajemy w tej kwocie, nie waham się stwierdzić, że to zwyczajnie za drogo. Nawet jeśli w polskich sklepach musimy zapłacić nieco mniej.

The Elder Scrolls Online: Morrowind teoretycznie jest dodatkiem, chociaż sami twórcy unikają tego określenia, nazywając całość „rozdziałem”. Dlaczego? Jak sami się szybko przekonacie, Morrowind okazuje się za mały, by zasłużyć na miano dodatku, a za duży na uznanie go za DLC. To coś pomiędzy jednym a drugim, przy czym kosztuje tyle, ile niejedna pełna gra. O wiele rozsądniej jest kupić podstawową wersję The Elder Scrolls Online, która oferuje dużo więcej i jest zdecydowanie tańsza. Na dodatek zaś można się skusić, ale tylko wtedy, gdy twórcy spuszczą z tonu i obniżą cenę. Optymizmem nie napawa też fakt, że ZeniMax Online planuje wydawać dodatki podobnej wielkości raz w roku. Teoretycznie fajnie, bo będzie co robić, ale z drugiej strony to droga przyjemność.

W tym momencie nie polecam kupowania The Elder Scrolls Online: Morrowind. Wycieczka po wyspie Vvardenfell była emocjonująca, dałem się kilka razy ponieść nostalgii, a tryb PvP pokochałem. Potem jednak uświadomiłem sobie, że nie są to rzeczy niezbędne. Tak właściwie to bez nich spokojnie mógłbym się obyć (no, poza Battlegrounds!), a perspektywa płacenia za tak mało bogate rozszerzenie zupełnie mnie wyleczyła z początkowego zauroczenia. Jedynym pozytywem jest czekanie na przyszłe aktualizacje oraz obniżkę ceny. Jeśli deweloperzy dodadzą coś do Morrowinda lub będą go rozwijać, wtedy owszem, warto będzie nabyć ten dodatek. Do tego czasu jednak radziłbym się wstrzymać – Vivek jeszcze trochę wytrzyma i meteoryt nie zniszczy wyspy, zanim na nią traficie.

O AUTORZE

Z The Elder Scrolls Online: Morrowind spędziłem 36 godzin, kończąc główną linię fabularną oraz większość wątków pobocznych. Niestety, nie udało mi się wykonać wszystkich zadań oferowanych przez dodatek, bowiem przez lwią część zabawy skupiałem się na Battlegrounds, walcząc z innymi graczami. Jestem fanem pierwowzoru, dlatego z radością wybrałem się na wycieczkę po nowej-starej wyspie Vvardenfell i nie żałuję spędzonego na niej czasu.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry The Elder Scrolls Online: Morrowind w wersji PC otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego wydawcy, firmy Cenega.

Patryk Manelski | GRYOnline.pl

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej