Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 czerwca 2017, 15:00

Recenzja gry Tekken 7 – to nie jest tryumfalny powrót króla - Strona 3

Walki w Tekkenie 7 są tak samo przyjemne jak zawsze. I to najlepsze, co można powiedzieć o tej bijatyce. Niestety, cała otoczka towarzysząca starciom wypada blado – nie tylko na tle konkurencji, ale też poprzednich odsłon cyklu.

Alisa nie straciła nic ze swego „uroku”.

Demony, niedźwiedzie i roboty

Liczba dostępnych postaci została odchudzona względem gry Tekken Tag Tournament 2, co osobiście traktuję jako zaletę, bo dzięki temu ekran wyboru zawodnika przestał być tak przytłaczający dla nowych osób, a i nasi bohaterowie nie muszą teraz uczyć się zachowań prawie sześciu dziesiątek możliwych oponentów. Trzydziestu sześciu (lub trzydziestu siedmiu – licząc postać dołączaną do zamówień przedpremierowych) oferowanych wojowników to zestaw moim zdaniem optymalny, choć już sam ich dobór jest dość kontrowersyjny.

Podczas gdy duet Kuma/Panda zabiera aż dwa oddzielne miejsca, a na listę załapali się też średnio popularny Bob czy bardzo kontrowersyjna Alisa, zabrakło takich ikonicznych postaci jak Lei, Julia czy Ganryu. Część nieobecnych, jak Raven i Marduk, otrzymała przynajmniej sensownych następców w postaci Master Raven oraz Gigasa, ale fani wielu naprawdę popularnych zawodników muszą, niestety, poszukać sobie nowych ulubieńców.

Nowe techniki walki pozwalają na przekucie niemal pewnej porażki w imponujące zwycięstwo.

Na szczęście debiutanci całkiem skutecznie wypełniają luki po nieobecnych wojownikach. Przede wszystkim cieszy mnie, że zespół Harady tym razem postawił przede wszystkim na normalne postacie, nie dorzucając zbyt wielu przekombinowanych bohaterów strzelających przysłowiowymi „laserami z pośladków”. Jest niby Akuma ze Street Fightera, ale ten gościnny występ to raczej ciekawostka, która i tak nieszczególnie dobrze odnajduje się w tekkenowych realiach. Lepiej radzi sobie Kazumi, w walce wspomagana przez przyzywanego tygrysa, a i wspomnianego już Gigasa, wyglądającego jak batmanowy Bane po kilku eksperymentach genetycznych, do normalnych zaliczyć nie można – na tym jednak lista „dziwadeł” się kończy.

Cała reszta nowych wojowników to już bardziej bądź mniej zwyczajni ludzie. Nawet Lucky Chloe, która przed premierą wzbudziła olbrzymie oburzenie amerykańskich graczy, ostatecznie swoim tanecznym stylem walki okazała się całkiem ciekawym nowym nabytkiem w serii. Mamy też walczącą w stylu savate Brazylijkę Katarinę, włoskiego egzorcystę Claudia, pochodzącego z Arabii Saudyjskiej Shaheena oraz najmniej wyróżniającą się w tym gronie, płaczliwą Filipinkę Josie. Debiutantów oceniam zdecydowanie lepiej niż nowe twarze wprowadzone w Tekkenie 6.

Ponownie możemy dostosować wygląd naszych ulubieńców, wybierając spośród setek bardziej bądź mniej absurdalnych elementów ubioru.

Nie tak to miało wyglądać i brzmieć

Wizualnie gra jest mocno nierówna. Modele postaci niby wyglądają na dość dopracowane, ale nałożono na nie dziwny filtr sprawiający, że momentami wydają się mocno zamglone. Ponadto, po przyzwyczajeniu się do ekstremalnie realistycznej mimiki twarzy w Injustice 2, analogiczna technologia użyta w Tekkenie 7 robi wrażenie przestarzałej. Zamknięte areny prezentują się całkiem w porządku, ale już na tych otwartych w oczy rzuca się paskudnie widoczne przejście między podłożem a tłem. Poza tym łatwo można dopatrzyć się niedopracowanych detali – na jednej mapie nogi postaci wchodzą w tekstury, na innej lewitują nad wodą, zamiast w niej brodzić.

Z drugiej strony jakichkolwiek powodów do narzekań nie daje płynność rozgrywki, która spada jedynie na ekranach ładowania (przygotujcie się na brzydko klatkujący ogień), w trakcie walk utrzymując zaś doskonałą stabilność. Pojedynki zyskały też na widowiskowości dzięki zwiększeniu stopnia rozbłysków oraz liczby ataków, przy których kamera wykonuje efektowne zbliżenia. Szczególnie dobrze wygląda to w sytuacji, gdy dwie postacie mające resztki energii równocześnie wykonują decydujący atak – akcja ulega spowolnieniu, a kamera przybliża się, by dokładnie pokazać moment trafienia.

Kilka słów muszę poświęcić też ścieżce dźwiękowej, która jak dla mnie jest najgorszą w całej historii cyklu. Już w Tagu 2 od czasu do czasu pojawiał się dubstep, ale tutaj muzycy Bandai Namco poszli po bandzie i gatunkiem, którego nie trawię, wypełnili prawie całą grę. Dość powiedzieć, że wspomnianą przeze mnie w ramce opcję wyboru ścieżki dźwiękowej z innych odsłon cyklu traktuję jak wybawienie i jedyny powód, dla którego muzyki nie uznaję za minus tego tytułu.

Zwierzęta zawsze były częścią Tekkena, nie zabrakło ich też w „siódemce”.

Król jest nagi

Liczyłem na Tekkena 7. Chciałem, by Bandai Namco się udało, by moja ulubiona seria bijatyk powróciła na dawno utracony tron. Niestety, w obecnej postaci najnowszej grze zaprojektowanej przez Katsuhiro Haradę brakuje treści i dopracowania, by móc nawiązać walkę chociażby z dopiero co wydanym Injustice 2. Systemowo to wciąż ta sama pozycja, która lata temu rozkochała w sobie miliony graczy, ale pod względem całej towarzyszącej pojedynkom otoczki jest to tytuł stojący w tyle nie tylko za konkurencją, ale nawet za swoimi poprzednikami.

Mający być główną atrakcją nowej odsłony cyklu tryb fabularny zawodzi na całej linii i bardziej odstrasza, niż zachęca. Weteranom we znaki da się też brak wielu klasycznych i urozmaicających zabawę opcji rozgrywki, a nowicjusze bez porządnego samouczka poczują się pozostawieni sami sobie. Na dodatek premierowy stan trybów sieciowych jest dramatyczny i domaga się jak najszybszej poprawy, a oprawa wizualna, zamiast zachwycać jak dawniej, ma problemy z nadążaniem za konkurencją. To nie jest wielki powrót króla – co najwyżej ciche przypomnienie o sobie, że gdzieś tam żyje on na wygnaniu i chciałby znowu zasiąść na tronie, ale niespecjalnie wie, jak tego dokonać.

O AUTORZE

Według dostępnego w grze licznika, z Tekkenem 7 spędziłem jak dotąd osiemnaście godzin. W tym czasie ukończyłem tryb fabularny, zdobyłem platynowe trofeum, rozegrałem około setki walk w trybie single player i mniej więcej połowę tej liczby w lokalnym i sieciowym multiplayerze.

Jestem wielkim fanem całego cyklu – Tekken 2 był moim pierwszym zetknięciem się z konsolą PlayStation i początkiem pasji, jaką z czasem stały się gry wideo. Oprócz wspomnianej „dwójki” najwięcej czasu, liczonego w setkach godzin, spędziłem z trzecią oraz piątą numerowaną odsłoną serii. Dość intensywnie ogrywałem też pozostałe części sagi. Moimi ulubionymi postaciami są Asuka, Lili, Hwoarang i Devil Jin.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Tekken 7 na PlayStation 4 otrzymaliśmy od polskiego wydawcy, firmy Cenega.

Michał Grygorcewicz | GRYOnline.pl

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej