Recenzja gry Vikings: Wolves of Midgard – nordycki hack’and’slash na jeden raz
Skreśliliście Diablo, ograliście Grim Dawn, a do Path of Exile jakoś Was nie ciągnie? W tej sytuacji Vikings: Wolves of Midgard może okazać się hack’and’slashem, którego szukacie. Tylko niekoniecznie powinniście sięgnąć po tę grę już teraz...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- świetny system walki – efektowny i zręcznościowy (stawia na przewroty);
- różnorodne lokacje, w których gracza czekają rozmaite wyzwania;
- wyrazisty nordycki klimat, budowany m.in. stylową grafiką i muzyką;
- kilka ciekawych innowacji w formule klasycznego hack’n’slasha;
- ładna oprawa wizualna i porządna optymalizacja;
- wszystko powyższe sprawia, że rozgrywka potrafi mocno przykuć do monitora.
- jest to gra na jeden raz, krótsza i zdecydowanie mniej rozbudowana niż konkurencja w rodzaju Grim Dawn;
- destrukcja otoczenia przeszkadza w ferworze walki;
- regularne problemy np. z zaliczaniem trafień, blokowaniem się postaci i SI przeciwników;
- brak zadań pobocznych z prawdziwego zdarzenia;
- niemożność układania przedmiotów w plecaku, brak schowka, „farmienie” surowców;
- kamera mogłaby być bardziej oddalona (i/lub obrotowa).
Recenzję Vikings: Wolves of Midgard trudno zacząć inaczej niż od kontrowersji. Kontrowersji, które dotyczą nie tyle samej gry, co jej dewelopera – studia Games Farm – ale i tak ciążą jej niczym grzech pierworodny. Jak dobre nie byłoby Vikings, w oczach wielu cieniem na tym tytule kładzie się fakt, że wyszedł on, zanim twórcy doprowadzili do porządku swoje poprzednie dzieło – innego hack’n’slasha, zwącego się Shadows: Heretic Kingdoms, w którym nadal brakuje dużego kawałka opowieści. Czemu o tym wspominam? Żeby zwrócić Waszą uwagę na fakt, iż w rękach „Wikingów” leży tak naprawdę los dwóch gier – Wolves of Midgard musi zarobić nie tylko na siebie, ale i na dokończenie pełnej, poprawionej wersji wspomnianego Shadows.
Czy to się uda? Czy najnowsze dzieło Games Farm jest w ogóle dobrą propozycją dla miłośników „sieczenia’and’rąbania”? A i owszem, to nadspodziewanie przyjemny kawałek kodu. Ba, to wręcz najlepszy hack’n’slash w realiach mitologii nordyckiej, jaki dotąd powstał, na pewno ciekawszy niż Loki z 2007 roku... Na szczęście dla „Wilków Midgardu” Titan Quest ograniczył się do mitów z cieplejszych stron świata, bo Vikings to mimo wszystko nie ta liga.
Wikingowie Okrągłego Stołu
W Vikings nie nacierają na nas takie tłumy wrogów jak w większości hack’n’slashy (częściej mierzymy się z bossami i minibossami), ale walka jest równie intensywna i satysfakcjonująca... a może nawet bardziej.
Założenia fabularne i realia to chyba ostatnie czynniki, które powinny decydować o sięgnięciu po hack’n’slasha, ale w dziele Games Farm elementy te się wyróżniają, więc recenzję zacznę właśnie od nich. Opowieść jako taka to klasyka mitologii nordyckiej. Jak zwykle światu zagraża ragnarok – tym razem do wywołania apokalipsy dążą olbrzymy pod wodzą niejakiego Grimnira, którym przeciwstawiają się dzielni wojownicy z wikińskiego klanu Ulfung (a właściwie jeden wojownik/wojowniczka), mający z gigantami również osobiste porachunki. Fabuła to oczywiście tylko pretekst, by przegonić gracza przez różne zakątki mitycznego świata, gdzie przyjdzie mu wyciąć w pień tysiące wrogów.
Deweloperowi należy się jednak pochwała za ten element gry. W scenariusz swobodnie wpleciono wątki nie tylko ze wspomnianej mitologii skandynawskiej, ale również z legend arturiańskich i historyczne (jednym z głównych przeciwników wikingów jest Cesarstwo Rzymskie). Dzięki temu odwiedzane lokacje i spotykane postacie tworzą barwną, ciekawą mozaikę, zwłaszcza że twórcy pokusili się też o nutkę humoru, czyniąc z głównego bohatera (lub bohaterki) średnio rozgarniętego zabijakę, zrzędliwego i zarazem sarkastycznego. Najważniejszy jest jednak świetnie uchwycony nordycki klimat, budowany za pomocą kapitalnej muzyki i stylowej oprawy graficznej (wrażenie robią zwłaszcza ilustracje towarzyszące „odprawom” przed rozpoczęciem i po zakończeniu każdej misji).
Dzięki firmie CDP.pl Vikings: Wolves of Midgard trafiło na rynek w kinowej polskiej wersji językowej (czyli z przetłumaczonymi napisami). Od strony poprawności językowej lokalizacja wypada dobrze, ale pewne zastrzeżenia budzą same teksty. W niektórych miejscach tłumacze potraktowali oryginał dość swobodnie, nieco zmieniając wydźwięk poszczególnych zdań.
Izometryczne Dark Souls?
Gdybym pod względem modelu rozgrywki miał porównać grę z jakimś innym hack’n’slashem, jako punkt odniesienia wybrałbym Victora Vrana z 2015 roku. Cechą wspólną obu tytułów jest możliwość wykonywania przez postać przewrotów, co pełni funkcję czegoś więcej niż tylko ciekawostki (w odróżnieniu od konsolowego Diablo III). I choć Vikings: Wolves of Midgard nie jest tak zręcznościowe jak dzieło Haemimont Games – tutaj bohater nie skacze – to znacznie częściej korzystamy tu z opcji turlania się. Ba, jest to wręcz fundament systemu walki i nieodzowny element rozgrywki. W tej grze nawet ciężkozbrojny wojownik nie może pozwolić sobie na stanie w miejscu i zaklikiwanie na śmierć nadbiegających przeciwników, przerywane od czasu do czas łyknięciem mikstury uzdrawiającej.
Dlaczego nie da się tak grać? Bo nie ma mikstur uzdrawiających. Zamiast tego dostajemy tzw. totem leczący – przedmiot, którego można użyć raptem kilka razy (dwa do czterech, zależnie od egzemplarza), zanim trzeba będzie go naładować przy jednym z ołtarzy rozrzuconych po mapie. Brzmi to wszystko znajomo, prawda? Zamieńmy totemy na butelki estusa i ołtarze na ogniska, a przed oczami od razu stanie nam Dark Souls – tylko takie w rzucie izometrycznym. W Vikings, podobnie jak tam, każdy punkt życia jest na wagę złota, a unikanie wrogich ataków to absolutna podstawa. Tylko poziomu trudności nie ustawiono równie wysoko – mniej doświadczeni gracze też znajdą tu coś dla siebie.
Klimat buduje przede wszystkim narracja, prowadzona przy użyciu takich plansz jak ta na screenie obok – statycznych, ale jakże eleganckich!
Kolejny element, który jawnie świadczy o zapatrzeniu się przez studio Games Farm na dorobek From Software, to pasek kondycji, wyczerpywany przez wspomniane przewroty. Jednocześnie energii potrzebujemy, by korzystać z najpotężniejszych umiejętności, więc mimo wszystko warto znać umiar w turlaniu się. Razem składa się to na świetny system walki, który gwarantuje dynamiczne, efektowne i emocjonujące starcia. Gdyby tylko deweloper nie zaliczył tylu technicznych wpadek, określenie „izometryczne Dark Souls” mogłoby mi posłużyć nie tylko za opis formy rozgrywki w Vikings, ale również za znak wysokiej jakości tej gry.