Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 lutego 2017, 14:00

Recenzja gry Sniper Elite 4 – strzelec wyborowy w formie, choć z zadyszką - Strona 3

Sniper Elite 4 zabiera nas do tak wytęsknionych w strzelankach czasów II wojny światowej… i czyni to w charakterystycznym dla siebie stylu – bardzo dobrym, ale podobnym do tego z poprzedniej gry Rebellionu.

Sniper Gear Solid 4

Karl może teraz zastawiać o wiele większy zestaw pułapek.

Trzon rozgrywki pozostał w zasadzie bez zmian. Nadal mamy do czynienia z mieszanką skradanki, strzelanki i gry snajperskiej. Wciąż występuje to samo kółko wyboru ekwipunku, nadal ukrywamy swoje strzały, gdy rozlega się donośniejszy hałas, i nadal zbieramy setki różnych listów z frontu, jednak większość tych elementów została odrobinę doszlifowana i ulepszona.

Poszczególne składowe wyposażenia da się teraz wykorzystywać na dwa sposoby (np. jako minę zwykłą i potykacz), co zwiększa prawdopodobieństwo uniknięcia bądź likwidacji wroga, a strzały snajperskie nareszcie sięgają celów oddalonych o setki metrów. Choć w grze najlepiej sprawdza się łączenie wszystkich tych stylów zabawy, to zdecydowanie największą frajdę sprawia skryte działanie, które z pewnością wydłuży czas przygody we Włoszech.

Osobiście skupiałem się głównie na szukaniu miejsc do oddawania dalekich strzałów, nie unikając od czasu do czasu niezłej demolki. Trzeba wziąć pod uwagę, że Sniper Elite 4 nie jest symulatorem i siła oraz zachowanie wystrzelonych pocisków mocniej uzależnione są od wyważenia rozgrywki niż realnego działania. Dzięki możliwości regulowania stopnia trudności mamy szansę na bardziej emocjonującą zabawę, jednak na najwyższym poziomie ucierpiało trochę snajperskie strzelanie.

Bez żadnych pomocy do dyspozycji strzały na odległość 500 metrów wymagają niemal szóstego zmysłu, gdyż dysponujemy jedynie niewielkim przybliżeniem lunety i absolutnym brakiem jakiejkolwiek informacji, gdzie doleciał pocisk. Tu przydałaby się chociaż jakaś mała smuga czy nawet przesadzony widok obłoku kurzu po trafieniu, by dokonać właściwych poprawek.

Polepszenia nie doczekała się sztuczna inteligencja przeciwników, którym teraz nasza magiczna lornetka wyświetla krótką biografię. Nadal potrafią oni wrócić do patrolowania wśród trupów, jeśli nas nie odkryją, lub przybiec i ochoczo dać się wystrzelać. Rozwój postaci również wydaje się dodany niejako na siłę – wybieramy po jednej z dwóch dostępnych umiejętności, ale znaczące różnice nie są odczuwalne. Bardziej chodzi chyba o samo zbieranie punktów, przyznawanych po każdym celnym strzale, dających poczucie nagrody za udany manewr.

Rentegenowski killcam zawitał do zabójstw nie tylko z broni palnej.

M1 Garand na wagę złota

Zmiany na gorsze nastąpiły w modyfikacji broni – tu Sniper Elite 4 wypada dość blado względem wcześniejszej odsłony cyklu. Zacznijmy do tego, że znikła dość atrakcyjna graficznie prezentacja karabinu z „trójki”, która dawała podgląd na ewentualną zmianę kolby, lufy, krzyża lunety czy mechanizmu spustowego. Teraz mamy jedynie zwykłą ikonkę, którą po spełnieniu szeregu wymagań po prostu odhaczamy, zwiększając tym samym moc pocisku czy zmniejszając odrzut.

Do wyboru jest też parę dyskusyjnych skórek (np. złota). Najgorsze wydaje się jednak to, że gra mami nas dwukrotnie większym wyborem oręża niż w części trzeciej, ale faktycznie... jest go mniej więcej tyle samo. Prawie połowa broni zablokowana została magicznym skrótem DLC! Gdybyśmy chcieli pograć z ulubionym garandem, będącym podstawowym karabinem w Sniperze Elite 3 – musimy zaopatrzyć się w „paczkę broni sił alianckich”.

Można to było rozwiązać o wiele lepiej, dając w płatnym dodatku jakieś wyjątkowe egzemplarze, z unikatowymi wzorami na kolbie czy czymś w tym rodzaju, a nie liczyć na zysk z arsenału, który powinien być dostępny od początku. Przy braku pudełkowej wersji na komputery PC i już zapowiedzianej przepustce sezonowej rozszerzającej kampanię taki „drobiazg” szkodzi wizerunkowi gry bardziej, niż mogłoby się wydawać.

Płacz i płać – wiele karabinów widnieje jako opcjonalne DLC.

Snajperów kilku

Sniper Elite 4 nie jest grą, którą kupuje się głównie dla trybu wieloosobowego, ale i w tym temacie znajdziemy kilka opcji zabawy, jakby specjalnie skrojonej właśnie pod klasę snajpera. Nie będzie chyba niespodzianki, jeśli wspomnę, że znajdziemy tu te same tryby, co w trzeciej części. Drużynowe i klasyczne deathmatche, gdzie każdy gracz bardzo niechętnie porusza się po mapie, czekając w swoim punkcie na nieuważny cel – są ciekawe głównie dla prawdziwych fanów gatunku, trzeba jednak przyznać, że uważni gracze, umiejący się skradać i zastawiać pułapki mogą łatwo zdobyć przewagę nad leniwymi kamperami.

Twórcy wprawdzie wprowadzili jedną nowość – dobrze znane przejmowanie kontroli nad punktem, gdzie musimy bronić wież nadawczych, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dodano ten tryb jakby z konieczności (praktycznie każdy tytuł na rynku posiada jakąś wariację na ten temat). W snajperskim multi praktycznie w każdym trybie gra się podobnie, również tam, gdzie liczy się dystans strzałów lub obecna jest nieprzekraczalna granica. Prawdziwą perełką pozostaje jednak tryb kooperacji, zwłaszcza w duecie snajper – obserwator, gdzie z czującym klimat towarzyszem można pobawić się w świetnej atmosferze.

Bezpieczna kontynuacja

Sniper Elite 4 to bardzo bezpieczna kontynuacja, która nie próbuje wprowadzać żadnych rewolucyjnych zmian, a jedynie dopieszcza sprawdzone mechanizmy. Z jednej strony to dobrze – jeśli coś działa i ma swoich zwolenników, nie trzeba dużo poprawiać. Z drugiej – nie sposób nie odnieść wrażenia, że dostaliśmy odrobinę za dużo tego samego. Słowem, „czwórka” powiela błędy swojej poprzedniczki, choć wprowadza też kilka niezłych usprawnień.

Najlepszą decyzją był tu sam wybór Włoch jako miejsca akcji, sądzę bowiem, że na takich mapach równie dobrze bawiłbym się, korzystając ze skromniejszych mechanizmów rozgrywki obecnych w trzeciej odsłonie. Być może trochę szkoda, że studio Rebellion robiąc dwa kroki do przodu, trzeci zawsze wykonuje w tył i mimo zmian, tytuł stoi w miejscu. Tak duże podobieństwa do poprzedniej części można by łatwo zrekompensować większą liczbą dostępnych od razu misji czy uzbrojenia – zwłaszcza mając na uwadze swoich fanów. Sniper Elite 4 to nadal dobra gra, ale chyba dopiero w pakiecie ze wszystkimi zapowiadanymi dodatkami może stać się naprawdę świetna, godna uwagi nawet niedzielnych snajperów.

O AUTORZE

Z grą Sniper Elite 4 spędziłem około 15 godzin, a 8 misji kampanii dla pojedynczego gracza na normalnym poziomie trudności zajęły mi jakieś 10 godzin. Na każdej mapie wykonałem wszystkie zadania poboczne, nie koncentrując się jednak na zebraniu wszystkich znajdziek. W przeszłości grałem zarówno w drugą, jak i w trzecią część serii, a strzelanie z karabinu snajperskiego praktykuję ochoczo tak w grach, jak i na prawdziwych strzelnicach.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Sniper Elite 4 na PC otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego wydawcy, firmy Cenega.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej