Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 13 lutego 2017, 14:00

Recenzja gry Sniper Elite 4 – strzelec wyborowy w formie, choć z zadyszką - Strona 2

Sniper Elite 4 zabiera nas do tak wytęsknionych w strzelankach czasów II wojny światowej… i czyni to w charakterystycznym dla siebie stylu – bardzo dobrym, ale podobnym do tego z poprzedniej gry Rebellionu.

Oprawa graficzna wydaje się dość nierówna. Z jednej strony pojawiło się z pewnością o wiele więcej detali, zwłaszcza na mapach miejskich. Bardzo starannie wykonano wszelkie wnętrza pomieszczeń, ale zdarzają się też krajobrazy wyglądające niczym z poprzedniej generacji konsol. Czuć, że to tylko odrobinę przerobiony silnik starszej gry, niedorównujący obecnym sandboksowym standardom. Jeśli jednak przymkniemy na to oko, docenimy, że lokacje zaprojektowane są niemal perfekcyjnie, podobnie jak Sapienza w Hitmanie.

Żal tylko, że tak barwne i wiarygodne włoskie miasteczka pozbawione są zupełnie ludności cywilnej – nawet gdyby ta miała być nieśmiertelna, by nie zachęcać graczy do niepotrzebnej rzezi. Wszędzie występują tylko patrole i oficerowie – element do omijania lub odstrzału.

Każde wnętrze – od kościoła po zwykłą kuchnię – zachwyca jakością wykonania.

Miłe miejsce, ale na wakacje!

Gdzie snajper nie może, tam mafię pośle

Wraz z większym obszarem działań zmienił się sposób wypełniania misji. O poszczególnych zadaniach nie dowiadujemy się już stopniowo, w miarę postępów na mapie, tylko od razu dostajemy wszystkie wytyczne, odwiedzając przed każdym wyzwaniem coś w rodzaju huba – niewielką lokację w pobliżu właściwego terenu, gdzie najpierw musimy porozmawiać ze wszystkimi obecnymi tam postaciami NPC.

Pierwszo- i drugoplanowi bohaterowie historii przedstawionej w Sniperze Elite 4 informują o celach misji bądź też zlecają je. Potem już wszystko zależy od nas. To my decydujemy, w jakiej kolejności je wykonać, czy w ogóle zabierać się za zadania opcjonalne i którą drogą dotrzeć na miejsce. Ciekawym urozmaiceniem są niespodziewane starcia ruchu oporu z wrogiem, do których możemy się włączyć i pomóc lokalnym partyzantom, jednak w trakcie gry natrafiłem tylko na dwie takie sytuacje – raczej oskryptowane niż losowe.

Przydzielanie zadań przez postacie niezależne wiąże się w tej odsłonie ze sporą liczbą przerywników filmowych na silniku gry, jednak fabuła tradycyjnie nie należy do zbyt porywających. Mamy tu do czynienia ze swoistą kalką trzeciej części – znowu jest jeden ważny Niemiec i znowu jest powstająca gdzieś w tajnej bazie niebezpieczna wunderwaffe, którą za wszelką cenę trzeba zniszczyć, nim zagrozi alianckim wojskom.

Recenzja gry Sniper Elite 4 – strzelec wyborowy w formie, choć z zadyszką - ilustracja #3

Główny bohater całego cyklu Sniper Elite – Karl Fairburne – występował dotychczas i widnieje we wszystkich opisach gry jako agent amerykańskiego OSS (Office of Strategic Services), czyli organizacji z czasów II wojny światowej będącej poprzedniczką słynnej CIA.

Tymczasem w czwartej części, dziejącej się tuż po wydarzeniach ze Snipera Elite 3: Afrika, Karl jest agentem brytyjskiej SOE (Special Operations Executive), agencji utworzonej przez Winstona Churchilla do zajmowania się działaniami dywersyjnymi oraz wspierania ruchu oporu.

Choć w grze Karl ściśle współpracuje z wysłannikiem OSS, to jednak ciągle odbiera główne polecenia od Brytyjczyków, a amerykański agent marzy, by mieć kogoś takiego w swoich szeregach. Czyżby dotychczasowa biografia Karla bazowała głównie na pierwszych częściach cyklu, rozgrywających się w roku 1945, kiedy Fairburne mógł już zmienić pracodawców?

W końcu mapy pozwalają na półkilometrowe strzały.

Obrazu całości dopełniają banalne dialogi (które rodowici Anglosasi z pewnością zaliczą do bardzo złego dubbingu w grach), niewykorzystane postacie, obowiązkowa obecność włoskiej mafii i zakończenie godne Jamesa Bonda. Ile by jednak złego o fabule nie powiedzieć, to jako tako pasuje ona do przemierzanych lokacji oraz realizowanych zadań i sprawia, że mamy poczucie uczestniczenia w ciągłej historii, a nie tylko odwiedzania przypadkowych miejsc, jak to było w ostatnim Hitmanie.

Każda misja oferuje zupełnie inny klimat.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej