Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 7 grudnia 2016, 15:27

autor: Michał Chwistek

Recenzja gry Final Fantasy XV – triumfalny powrót serii kultowych RPG-ów - Strona 2

Część piętnasta to triumfalny powrót serii Final Fantasy do grona najlepszych gier RPG. Rewelacyjne postacie, przepiękny świat, cudowna muzyka oraz szybka i efektowna walka, to tylko najważniejsze z jej licznych zalet.

Świetna historia ze skazą

W grze nie mogło zabraknąć kultowych dla serii Chocobo.

O ile początek przygody ma miejsce w ogromnym otwartym świecie, o tyle w dalszej części scenariusza przenosimy się do innych rejonów planety, w których dostępne przestrzenie są już dużo bardziej ograniczone. Sprawia to, że pomiędzy kolejnymi głównymi zadaniami nie jesteśmy rozpraszani przez żadne dodatkowe aktywności, jak np. w ostatnim Wiedźminie czy Dragon Age: Inkwizycji. Co prawda nowe lokacje pozbawione są odciągających naszą uwagę zajęć pobocznych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w niemal dowolnym momencie wrócić na rozległe równiny Duscae. Dzięki takiemu rozwiązaniu zadowoleni powinni być zarówno fani liniowej historii, jak i miłośnicy eksploracji oraz kolekcjonerzy trofeów.

Recenzja gry Final Fantasy XV – triumfalny powrót serii kultowych RPG-ów - ilustracja #2

Final Fantasy XV to nie tylko gra. W tym samym uniwersum dzieje się również akcja pełnometrażowego filmu animowanego Kingsglaive oraz kilkuodcinkowego anime Brotherhood. Ten pierwszy przedstawia wydarzenia, które miały miejsce w Insomnii po opuszczeniu jej przez Noctisa na początku gry. Dowiadujemy się z niego, co dokładnie stało się w stolicy królestwa i jak potoczyły się losy Regisa czy Luny. Warto się nim zainteresować przede wszystkim ze względu grafikę, która jest absolutnie powalająca. Anime natomiast skupia się na początkach przyjaźni bohaterów i pozwala lepiej poznać wszystkie cztery postacie. Zarówno film, jak i serial polecam obejrzeć jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywki. Pierwszy można kupić osobno lub jako część edycji specjalnej gry, a drugi dostępny jest za darmo w serwisie YouTube.

Tytuł nie jest jednak pozbawiony pewnych mankamentów. Podczas zabawy często czułem lekkie zagubienie i nie zawsze do końca rozumiałem aktualny cel czy przyczyny pewnych wydarzeń. Tak jakby twórcy dysponowali znacznie obszerniejszym scenariuszem, który musieli o połowę skrócić na potrzeby gry. Było to wrażenie podobne do oglądania słabej filmowej adaptacji bardzo grubej książki. Teoretycznie wszystkie wątki historii się zmieściły, ale część z nich została tak przycięta, że trudno je zrozumieć bez znajomości oryginału. Pewną wadą jest również fakt, że niemal wszystkie sceny przerywnikowe zostały wykonane na silniku gry. Są one co prawda nadal bardzo ładne, daleko im jednak do znakomitych filmów, z których zawsze słynęło Square Enix.

Na szczęście wymienione powyżej mankamenty fabuła nadrabia rewelacyjnym zakończeniem, które jest jednym z najlepiej zrealizowanych, jakie widziałem ostatnio w grach.

Japoński jest… tylko polskiego szkoda

W Final Fantasy XV można wybrać japoński dubbing – to gratka dla fanów serii. Szkoda tylko, że polski wydawca nie zdecydował się tłumaczenie „piętnastki”, choćby kinowe. Ta decyzja siłą rzeczy zmniejszy zainteresowanie grą w naszym kraju.

Piękny świat zamiast wesołego miasteczka

Krainy, które przychodzi nam zwiedzać, stanowią bardzo istotny element najnowszego Finala. W odróżnieniu od liniowej i zamkniętej w korytarzach części trzynastej Final Fantasy XV to gra z wielkim otwartym światem pozornie przypominającym strukturą Velen z Wiedźmina 3 czy śnieżną prowincję Skyrim. Na mapie znajdziemy sporo różnych znaczników, a po kilku godzinach gry nasz dziennik szybko zapełni się zadaniami pobocznymi. Gdy jednak spędzimy w świecie Final Fantasy XV nieco więcej czasu, przekonamy się, że ma on niewiele wspólnego z uniwersami konkurencji.

Co ja bym dał, żeby u nas też był tak ciepło za oknem...

Łowienie ryb to jedna z kilku dodatkowych aktywności dostępnych w grze. Prosta mini-gra potrafi być na prawdę wciągająca, podobnie jak poszukiwanie nowych łowisk.

Planeta Eos, na której toczy się akcja FFXV, nie została zaprojektowana jak wesołe miasteczko, w którym na każdym kroku czeka na gracza jakaś atrakcja i wydarzenie. Podróżując po dzikich ostępach krainy Duscae, możemy spędzić wiele minut, nie natrafiając na żadne wyzwanie czy sekret. Otwarty świat pełni tu funkcję tła, którego zadaniem jest wzmocnienie naszego poczucia immersji i sprawienie, że wydarzenia, w jakich uczestniczymy, staną się bardziej wiarygodne. Tak jak wyruszając na grzyby za miasto, nie spodziewamy się uwikłania w sprawę morderstwa, tak samo zwiedzając Eos, częściej będziemy odkrywać nowe miejscówki do połowu ryb niż skomplikowane i rozbudowane zadania poboczne. Świat Final Fantasy XV ma być przede wszystkim wiarygodny, a nie upstrzony pytajnikami. Nie oznacza to jednak, że nie spotkamy w nim żadnych atrakcji. Jest ich po prostu mniej i przybierają nieco inną formę. Najczęściej bardzo wielką formę!

Tym, co podczas zwiedzania tego uniwersum robiło na mnie największe wrażenie, jest zamieszkująca je fauna. Przebiegające przez autostradę stada przypominających żyrafy czworonogów, gigantyczny ptak lecący nad równiną czy wylegujący się na słońcu potężny kozioł, przed którym musiałem szybko uciekać, gdyż okazało się, że ma trzy razy wyższy poziom niż kierowana przeze mnie drużyna – nie są to zdarzenia obfitujące w dialogi i nagrody, a mimo wszystko na długo zapadają w pamięć.

Skoro jeździmy samochodem, to czasem musimy walczyć z robotami.

Twórcy Final Fantasy XV podeszli do idei otwartego świata w zupełnie inny sposób niż konkurencja z CD Projekt RED czy Ubisoftu. Choć nie każdemu takie rozwiązanie musi przypaść do gustu, przykład ten pokazuje, że możliwości sandboksów nadal nie zostały wyczerpane i że pozycje tego typu mogą przybierać bardzo różne formy.

Michał Chwistek

Michał Chwistek

Lubi gry trudne, ładne lub z dobrą fabułą. Nie kończy ich przez LoL-a i Overwatcha. PS Vita FTW!

więcej