Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 6 grudnia 2016, 12:00

Recenzja gry The Dwarves – liche krasnoludzkie rzemiosło - Strona 3

Bacznie obserwujemy studio King Art Games, odkąd Jakub Różalski wybrał je na twórców gry Iron Harvest. The Dwarves można uznać za sprawdzian przed egzaminem z gatunku RTS. Niestety wyszło średnio…

No dobrze, a co jest nie tak z tym systemem walki? Kuleją już same jego założenia. Nie dajcie się zwieść hasłom reklamowym – The Dwarves nawet nie stało obok taktycznych gier RPG. Dostajemy tu raczej krzyżówkę wspomnianego Dragon Age: Origins z hack’n’slashem, w której bezładną łupaninę z udziałem dziesiątek wrogów co rusz pauzujemy, by użyć jednej z zaledwie trzech specjalnych zdolności bohaterów albo jednego przedmiotu. I to tyle – zapomnijcie o doborze odpowiedniej formacji drużyny czy ustalaniu postawy każdej postaci (np. agresywnej czy defensywnej).

Bodaj największym rozczarowaniem jest szumnie zapowiadane wykorzystywanie fizyki w walce. Owszem, częstym efektem ataków jest spychanie, powalanie czy roztrącanie grup przeciwników, ale trzeba wielkiego samozaparcia, by zepchnąć byle goblina w przepaść ziejącą dwa metry obok. Ciała wrogów wykazują mniejszą bezwładność pod wpływem potężnych ataków, niż powinny. Zresztą fizyka potrafi prowadzić też do kuriozalnych sytuacji, takich jak wzajemne powalanie się bohaterów ruszających do walki w zwartej grupie albo ich wywracanie się na przeszkodach. Na szczęście zdarza się to dość rzadko.

Mój przyjaciel krasnolud

Taktyczny posmak miało zapewnić też wybieranie do każdej walki czterech postaci spośród większej puli, ale konkretne cele do realizacji poznajemy dopiero po rozpoczęciu starcia, więc i ten element nie działa jak należy.

Starcia dałoby się toczyć z przyjemnością nawet bez taktycznej głębi, gdyby nie koszmarne wręcz niedopracowanie tego elementu rozgrywki. Najgorsza jest chyba nieczytelność pola walki – przy oddalonej kamerze sylwetki wrogów często zlewają się z otoczeniem, a postaci nie można w żaden sposób podświetlić. Życia nie ułatwia też fakt, że kursorem czasem trudno namierzyć postać (mimo najechania na jej sylwetkę), a szwankującej kamery nie da się przesuwać. Ponadto częste pauzowanie jest potrzebne nie tylko po to, by precyzyjnie wymierzać ataki (starając się nie trafić sojuszników), ale przede wszystkim z powodu nieudolnej SI naszej drużyny.

Bohaterowie mogą zablokować się na byle przeszkodzie, a pozostawieni sami sobie na parę sekund potrafią zamrzeć w bezruchu, nawet jeśli walka wre kilka kroków dalej. Wrogowie wcale nie są lepsi – atakują kupą bez jakiejkolwiek taktyki, polegając na odradzaniu się w nieskończoność (lub do momentu osiągnięcia przez gracza określonych celów), i zupełnie nie przeszkadza im fakt, że znaleźli się np. w chmurze trującego gazu. No i jest jeszcze tona błędów. Jedyna grywalna postać z bronią dystansową strzela w zwarciu, duże mikstury lecznicze w ogóle nie działają, a specjalny atak raz chybi, innym razem nie „zaskoczy” (ale pochłonie punkty akcji), a wreszcie zablokuje się na skutek zawieszenia zegaru odmierzającego ponowne przygotowanie zdolności.

Najbardziej chaotyczne są walki z bossami - pokonanie takiego przeciwnika od razu kończy bitwę, więc pchamy się ku niemu na oślep, ignorując tłum szeregowych potworów.

Na całe szczęście walki nie są dominującym elementem rozgrywki w The Dwarves, a dzięki zróżnicowanym scenariuszom bitewnym i solidnemu poziomowi trudności da się czerpać jako taką satysfakcję z odnoszenia zwycięstw (o ile w danym starciu natężenie błędów nie jest za wysokie). Garść patchów może znacząco poprawić sytuację, ale żeby starcia były tak fajne, jak się zapowiadały, trzeba byłoby chyba na nowo przepisać kod gry…

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej