autor: Michał Wasiak
Recenzja gry Shadow Tactics: Blades of the Shogun – komandos z kataną
Osiemnaście lat – tyle minęło od premiery pierwszej części serii Commandos. Dziś, dzięki Shadow Tactics, jej duch powraca, a wraz z nim dawna magia taktycznych skradanek oglądanych z lotu ptaka – tytułów trudnych, nieco topornych, ale jakże grywalnych.
- świetna i trudna rozgrywka;
- doskonałe oddany klimat feudalnej Japonii;
- udane projekty poziomów;
- dobrze dobrane umiejętności członków drużyny;
- wygodne sterowanie i interfejs;
- kilka dróg prowadzących do celu.
- w „trybie cienia” można zaplanować tylko jeden ruch do przodu;
- ścisły podział na misje, bez żadnych zadań pomiędzy nimi czy elementów meta-gry;
- pełne oskryptowanie i słaba inteligencja przeciwników;
- długie pierwsze wczytywanie poziomu na komputerach bez dysku SSD.
Japonia przełomu średniowiecza i renesansu – świat intryg, ninja i wirujących shurikenów. Trudno o lepsze tło dla produkcji mającej tchnąć nowe życie w istną skamielinę z okresu gamingowego paleozoiku – gatunek taktycznych RTS-ów. Owa kategoria gier zrodziła się w 1998 roku, w czasach gdy „pentium dwójki” wyciskały ostatnie poty ze swoich 233 MHz, a elektrostatyka kineskopowych monitorów unosiła w powietrze niewielkie przedmioty z biurka. Pionierskim dziełem tego typu było Commandos: Behind Enemy Lines, w którym – obserwując planszę z lotu ptaka – dowodziliśmy grupą brytyjskich komandosów, wypełniających misje specjalne na tyłach frontów II wojny światowej. Pomimo świetnych perspektyw, trzech udanych kontynuacji oraz dwóch przyzwoitych naśladowców gatunek nie wytrzymał próby czasu.
W dobie gwałtownego rozwoju trójwymiarowej grafiki oraz ogólnego trendu upraszczania gier trudne i mało spektakularne skradanki izometryczne straciły wsparcie deweloperów. Tym bardziej zaskakuje, że po tylu latach początkującemu studiu udało się z powodzeniem i w imponującym stylu reaktywować tę, pozornie nieprzystającą do współczesności, gałąź rynku. Czujni jak ważka, zwinni jak pantera i cisi jak pędy bambusa na wietrze – komandosi w nowych szatach znów czają się za rogiem.
Po trupach do celu
W Shadows Tactics: Blades of the Shogun obejmujemy dowodzenie nad pięcioosobową drużyną agentów specjalnych na usługach wojskowego władcy feudalnej Japonii. Jako że pokój i dobrobyt pod rządami naszego drogiego pryncypała nie wszystkim są w smak, w kraju wybucha rebelia kierowana przez tajemniczego Kage-Samę. W trzynastu misjach kampanii przychodzi nam więc infiltrować wrogie bazy, likwidować nieprzyjaciół i starać się rozwikłać zagadkę tożsamości głównego złoczyńcy.
Istotą gry jest wypełnianie celów misji w taki sposób, by pozostać niewykrytym i nie wszcząć alarmu – kończącego się zazwyczaj naszą sromotną klęską. Musimy więc przekradać się pomiędzy strażnikami, bacznie obserwując zielony stożek, oznaczający ich pole widzenia, oraz likwidować wrażych żołnierzy szybko, cicho i bez śladu. Rozgrywkę obserwujemy w widoku izometrycznym, ale środowisko jest w pełni trójwymiarowe, a kamerę można dowolnie obracać, co stanowi pierwsze znaczące usprawnienie względem klasyki gatunku. Rozkazy wydajemy za pomocą systemu „point and click”, dobrze znanego wszystkim fanom RTS-ów, bardzo często korzystamy też ze skrótów klawiszowych.
Shadow Tactics wiernie kroczy śladami swego mistrza – serii Commandos. Rozgrywka, zarówno w głównych założeniach, jak i licznych detalach, opiera się na tej samej filozofii, choć oczywiście została zaadoptowana do innych realiów historycznych. Tak jak w pierwowzorze, nasze działania musimy dokładnie planować, a samo ich wykonanie to tylko uwieńczenie wielu minut obserwacji i kombinowania. Zadania są trudne i zmuszają do odpowiedniej koordynacji zespołu, ale za to ich skuteczna realizacja sprawia wiele satysfakcji. Ponadto, dzięki odpowiedniemu zbalansowaniu misji, rzadko zdarza się, że zablokujemy się na czymś na dłużej, co zapewnia rozgrywce odpowiedni rytm. Trzeba przyznać, że twórcom z Mimimi Productions udało się odtworzyć większość zalet mechaniki z Commandos i jednocześnie dodać sporo niezłych nowych rozwiązań, dzięki czemu w Shadow Tactics gra się naprawdę bardzo dobrze.
Na udaną rozgrywkę w Shadow Tactics, oprócz wspomnianej mechaniki, składa się także wiele innych, istotnych elementów. Na pochwałę zasługują praktyczne rozwiązania w dziedzinie sterowania. Opcja szybkiego zapisu, niezwykle często tu używana, umożliwia zachowanie kilku stanów gry naraz i w każdym momencie cofnięcie się do dowolnego z nich. Pozwala to zaoszczędzić czas.
Dobrym pomysłem jest także wprowadzenie rozbudowanego „trybu cienia” w którym możemy zaplanować działania członków drużyny, by potem, korzystając z wygodnego panelu i skrótów klawiszowych, wykonać je w odpowiedniej sekwencji. Dzięki temu narzędziu z łatwością opracujemy najbardziej spektakularne kombinacje, których ręczna synchronizacja nie byłby możliwa. Możemy na przykład, działając w grupie, w mgnieniu oka skoczyć z dachu prosto na głowę przeciwnika, kolejnego sztyletując, a trzeciemu, który by wszystkie te działania widział i mógł podnieść alarm, posłać shurikena prosto w szyję. Wszystko to dosłownie w sekundę. Wielka szkoda jednak, że w „trybie cienia” każdemu członkowi drużyny wolno przypisać tylko jedną akcję. To ograniczenie szczególnie daje się we znaki, gdy po udanej zbiorówce trzeba szybko ewakuować wszystkie postacie i zwłoki, by uniknąć zaalarmowania nadchodzącego patrolu.