Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 maja 2016, 09:00

Recenzja gry Uncharted 4: Kres złodzieja - najlepszy tytuł ekskluzywny na PS4 - Strona 3

Po kilku latach przerwy Nathan Drake powraca, żeby wziąć udział w swojej ostatniej, wielkiej przygodzie. Czy Kres złodzieja spełnia pokładane w grze Uncharted 4 nadzieje?

Rzadki widok, Nathan w garniaku (oficjalny obrazek dostarczony przez producenta)

O wiele większe znaczenie mają jednak zmiany w budowie aren oraz sama specyfika starć z najemnikami Shoreline. Deweloperzy postarali się, aby lokacje obfitowały w różnego rodzaju przejścia, które pomagają bohaterowi zmieniać kryjówki, zajmować inne pozycje strzeleckie lub po prostu omijać przeciwników. W grze istnieje kilka obszarów, gdzie nie trzeba oddać ani jednego strzału! Dzięki wysokiej trawie Drake ma szansę przejść tuż obok niczego niepodejrzewających rywali i choć rozwiązanie to nie jest idealne (sojusznicy towarzyszący złodziejowi potrafią przebiec tuż przed nosem przeciwników, nie powodując żadnej reakcji z ich strony), ten ukłon w kierunku skradanek także trzeba zaliczyć na plus. Poruszanie się po lokacjach ułatwia też posiadanie liny z hakiem, czyli jedyna istotna nowość w ekwipunku Nathana, bo dzięki niej nie tylko jesteśmy w stanie szybko przemieszczać się z miejsca na miejsce, ale też atakować niemilców z powietrza. Niestety, podniebne akrobacje mają sens wyłącznie wtedy, kiedy gramy na którymś z niższych poziomów trudności, bo gdy odpali się animacja bujania na linie, Drake przyjmuje pociski jak gąbka i na ogół ginie, zanim dotrze do celu. Warto jednak mieć na uwadze, że obie nowości dość mocno zmieniają oblicze tradycyjnych dla Uncharted potyczek. Zabawa w tym trybie wymusza obserwowanie ścieżek patrolowych rywali, pozwala likwidować oponentów po cichu, a co za tym idzie, zmniejszać ich liczebność, zanim w powietrzu zaczną latać kule. Ma ona też niebagatelne znaczenie z innego powodu. Kres złodzieja to bowiem niesłychanie trudna gra!

Ataki z powietrza są niezwykle efektowne (oficjalny obrazek dostarczony przez producenta)

O matko, ukończyłem wszystkie odsłony tej serii na miażdżącym (ostatnim) poziomie trudności, łącznie z edycją dedykowaną Vicie, ale żadna z nich nie sprawiła, że zacząłem wątpić w swoje umiejętności przetrwania na placu boju. Uncharted 4 sprowadziło mnie w tym względzie do parteru – bywały takie momenty, że musiałem na jakiś czas odłożyć pad, bo nie wierzyłem, że w kolejnej, dwudziestej którejś już próbie uda mi się pokonać dany etap. Pół biedy, kiedy areny oferowały możliwość skradania się, bo – tak jak wspomniałem – rywali da się wyłączać z akcji po cichu. Kiedy jednak o działaniu w ukryciu nie ma mowy, a jedyną ochroną przed kulami są średnio wytrzymałe drewniane skrzynie, trzeba wznieść się na wyżyny umiejętności, żeby przetrwać spotkanie z nacierającą armią wroga (walkę na statku zapamiętacie w związku z tym do końca życia). Krew złodzieja na poziomie miażdżącym nie ma żadnej litości dla gracza. W pukawkach amunicja kończy się w zawrotnym tempie, wrogów jest cała masa, a rzucane pod nogi granaty rozwalają osłony w mgnieniu oka. Pod koniec gry następuje prawdziwe apogeum zniszczenia. Każde większe starcie to murowany zastrzyk frustracji, ale też nagradzany ogromną satysfakcją, kiedy po opadnięciu kurzu muzyka cichnie i Drake wypowiada sakramentalne zdanie: „To chyba już wszyscy”. To właśnie gra w tym trybie sprawiła, że ukończenie Uncharted 4 zajęło mi aż 21 godzin. Przypuszczam, że na normalu całość da się zamknąć w czasie krótszym niż piętnaście godzin, wliczając w to uważne rozglądanie się za licznymi znajdźkami (do znanych już skarbów doszły też dokumenty).

Nadine Ross nie jeden raz zalezie nam za skórę (oficjalny obrazek dostarczony przez producenta)

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej