Recenzja gry Superhot - Tron, Matrix i jatka w stylu Tarantino - Strona 3
Bez wspaniałej grafiki, epickiej fabuły, koncertowej muzyki – polska strzelanka Superhot od ponad dwóch lat budzi emocje na całym świecie. Czy finalna wersja sprostała oczekiwaniom?
Niby więc dostajemy dużo możliwości, ale wałkowanie tych samych etapów z narzuconymi ograniczeniami nie wciągnęło mnie równie mocno jak krótka fabuła. Na szczęście jest jeszcze pewna wisienka na torcie, którą autorzy niespecjalnie się chwalili, a która zapewnia niemało frajdy – sekrety! Większość poziomów to nie tylko klaustrofobiczne areny do walk z czerwonymi oponentami, ale też całkiem spore labirynty prowadzące do terminali – komputerów zdradzających w mniejszym lub większym stopniu tajemnice gry. Wartość samych znajdziek jest dyskusyjna i często niejasna podobnie jak fabuła, ale droga, by je odnaleźć oraz dotrzeć do nich, to naprawdę fajna sprawa. Czasem wystarczy tylko gdzieś przeskoczyć, czasem zauważyć inny odcień ściany i przez nią przejść, ale w wielu wypadkach trzeba się sporo natrudzić, by trafić na właściwą ścieżkę, a niekiedy nawet poszukać glicza i przeniknąć przez część mapy. W nagrodę, oprócz samych terminali, znajdziemy zupełnie nowe obiekty i miejsca – tropikalne palmy, trumny, neony, porzucone buty, dziwne mechaniczne psy, ekran wyświetlający celny komentarz twórców i pewnie wiele innych niespodzianek, czekających gdzieś tam za murem i trzema śmietnikami. Sekrety oraz droga do nich idealnie pasują do ciekawych rozwiązań w Superhocie i ze wszystkich pomysłów na przedłużenie rozgrywki są zdecydowanie najbardziej satysfakcjonujące.
Jest super! Więc o co ci chodzi?
Czy jednak strzelaniny w postaci powolnych, przemyślanych kroków, tryb wyzwań i porcja kuszących sekretów wystarczą, by uznać tytuł za udany i warty tak długiego oczekiwania? Jeśli weźmiemy pod uwagę początki gry i istniejące wtedy zaledwie trzy poziomy, to istotnie Superhot przeszedł daleką drogę i mocno się zmienił, proponując mnóstwo rzeczy i usprawnień. Gdy jednak porównamy ten tytuł z choćby wydaną niedawno inną produkcją indie – Unravelem, oferującym za podobną cenę prawie sześć godzin liniowej historii z piękną grafiką – nie jest już tak różowo. Jeśli ktoś nastawia się głównie na fabułę, nie zamierza bawić dodatkowymi etapami i przechodzić tych samych poziomów po raz kolejny, to oferta Superhota może być dla niego zbyt skromna. Z drugiej strony ten, kto uwielbia FPS-y, dodatkowe wyzwania i maksowanie gry na wszystkich poziomach, odnajdzie w Superhocie każdą z tych rzeczy, dodatkowo w niezwykle pomysłowej formie i oprawie. Swoim ciekawym podejściem do strzelanin i świetnie zrealizowaną zabawą czasem deweloperzy pozytywnie mnie zaskoczyli. Sama gra może nie jest w każdym aspekcie idealna, ale na pewno jest HOT!
Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl