Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 grudnia 2015, 16:49

autor: Maciej Tomaszewski

Recenzja gry Thea: The Awakening - Cywilizacja w słowiańskich klimatach? - Strona 2

Słowiańskie klimaty i nietypowa mechanika, którą ciężko przypisać jednemu gatunkowi – to najważniejsze aspekty gry Thea: The Awakening. Powstaje tylko pytanie: czy w parze z ciekawymi rozwiązaniami idzie dobry gameplay?

Skoro już jesteśmy przy temacie gier 4X, warto zaznaczyć, że wiele osób uważa Theę za przedstawicielkę tego właśnie gatunku. Nie mogę się z tym zgodzić. Rozwinięcie 4X to: eksploracja, ekspansja, eksploatacja i eksterminacja. Jak już wspomniałem, w produkcji MuHa Games ekspansja nie istnieje. Zaczynamy z jedną wioską i na jednej wiosce kończymy. Przyczepić można się też do elementu eksterminacji – owszem, toczymy boje z licznymi potworami i bandytami, ale nie ma tu wyraźnych nacji, które rozwijałyby się w ten sam sposób co my, nie ma też miast, które moglibyśmy podbić. Rozgrywka wygląda więć tu zupełnie inaczej niż w typowych przedstawicielach gatunku 4X.

Animacje walki nie powalają efektownością, ale nadrabiają to ładnie prezentujące się grafiki.

To nie jest karcianka

Thea mocno czerpie także z karcianek. Mechanizmy te służą do rozwiązywania wszelkich konfliktów i stanowi ciekawą alternatywę dla typowego systemu losowego opartego na współczynnikach postaci. Jeżeli jednak liczycie na to, że moduł zaimplementowany w grze jest na tyle rozbudowany, iż spokojnie mogłaby funkcjonować jako osobna produkcja, to się przeliczycie. Mechanika starć okazuje się prosta – załapujemy ją po pierwszych dwóch, trzech walkach. Pytanie: czy to źle? Moim zdaniem: nie, zwłaszcza że ten nieskomplikowany system oferuje sporo możliwości taktycznych i nieraz staniecie przed dylematem, jaką strategię zastosować.

Jako wadę karcianej mechaniki mógłbym wskazać za to brak urozmaiceń kart i elementu budowy talii. Ta składa się wyłącznie z kart reprezentujących nasze postacie znajdujące się w danym oddziale. Brakuje więc możliwości złożenia talii z innych elementów – takich jak na przykład jakieś specjalne karty, które zdobywalibyśmy w trakcie questów.

Do wyboru mamy kilku bogów – patronów, którzy wraz z kolejnymi rozgrywkami stają się coraz silniejsi.

Mechanika ta pozwala też rozstrzygać starcia inne niż fizyczna walka. Decyduje o tym, czy udało nam się otruć przeciwnika, wygrać sprzeczkę słowną czy podnieść coś ciężkiego. Nie znaczy to jednak, że jeśli nasz oddział świetnie radzi sobie w walce, to będzie też radzić sobie ze słownym przekonywaniem napotkanych wrogów do różnych działań. Postać posiada szereg współczynników, a każdy przydaje się do innego rodzaju wyzwań. Szczególnie na początku jest to trudne do opanowania i powoduje spory mętlik w głowie. Z czasem zaczynamy rozumieć, na które umiejętności zwracać uwagę i jak dobrze dobierać zespół. Nie zmienia to jednak faktu, że najważniejsze – szczególnie na łatwiejszych poziomach trudności – pozostają i tak umiejętności bitewne, bo większość konfliktów da się rozwiązać w ten sposób. Z drugiej strony pokonywanie przeciwników inaczej niż poprzez wyprucie im flaków potrafi często zaowocować ciekawszymi nagrodami.

To nie jest typowy roguelike

Losowość w produkcji MuHa Games widoczna jest na każdym kroku – poczynając od mapy, rozłożenia surowców i siedlisk potworów, przez questy, wydarzenia i dodatkowe lokacje, na jakie natrafiamy na swojej drodze, aż po imiona bohaterów, ich wygląd, zawód i statystyki. Są jednak pewne rzeczy stałe – nie zmienia się przebieg głównych questów, a nasza wioska wygląda zawsze tak samo, zaś jej rozbudowa stanowi efekt przyjętej przez nas strategii. Pomimo losowości wciąż bardzo dużo zależy od sposobu naszej gry. Z jednej strony to dobrze, bo uwypukla to aspekt strategiczny, z drugiej każda kolejna rozgrywka jest trochę mniej zaskakująca. Daleko tej produkcji do typowych przedstawicieli gatunku roguelike.