Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 24 lutego 2009, 09:07

autor: Patrycja Rodzińska

City kryzysu się nie boi

Marek Tymiński – Prezes Zarządu City Interactive, opowiada o swoich początkach w branży gier, o powstaniu firmy City Interactive, trupach w szafie, o Wiedźminie, a także o kryzysie gospodarczym i jego wpływie na naszą branżę.

Marek Tymiński – Prezes Zarządu City Interactive, nazywany często Mr. Interactive, opowiada o swoich początkach w branży gier, o powstaniu firmy City Interactive, przepisie na sukces, trupach w szafie, o Wiedźminie, a także o kryzysie gospodarczym i jego wpływie na naszą branżę.

Patrycja Rodzińska (GRY-OnLine): Kiedy rozpoczął Pan pracę w branży gier?

Marek Tymiński: W wieku 20 lat. Razem z kolegą otworzyliśmy sklep z grami video – Mediasoft.

Patrycja Rodzińska: Co się z nim stało?

Marek Tymiński: Po roku sprzedałem swoje udziały. Zająłem się dystrybucją gier w Polsce. Naszym sukcesem była wówczas dystrybucja Mission Impossible – tytułu Infogrames.

Patrycja Rodzińska: Po drodze do City miał Pan jeszcze dwie firmy.

Marek Tymiński: Tak, pierwsza istniała kilka lat. Po drodze do City prowadziłem również Lemon Interactive. To była chyba pierwsza taka firma, która wprowadziła naprawdę tanie gry do sieci hipermarketów. Potem część produktów została przejęta przez Onimedię, a produkcja gier przeszła do City Interactive, które powstało w 2002 roku. Prawie 2 lata temu przez część spółki Onimedia została włączona do City Interactive, które od tamtej pory było nie tylko producentem gier i ich międzynarodowym wydawcą, ale również dystrybutorem na kilku lokalnych rynkach: w Polsce, Czechach i na Słowacji. Takie połączenie wywołało efekt synergii, miało sens.

Marek Tymiński: „Jesteśmy obecni w około 40 krajach.”

Patrycja Rodzińska: Konsekwentnie realizował Pan pomysł rozkręcenia firmy w branży gier.

Marek Tymiński: Ja od dziecka byłem graczem, od pierwszego komputera Atari 800 XL. Kiedy tylko dostałem pierwszy komputer, byłem zafascynowany programowaniem. Basic, Asembler, Pascal, C++. Gdzieś po drodze jeszcze krótka era Amigi 500. Bardzo chciałem zostać programistą, co jednak zmieniło się pod koniec szkoły średniej. Pisałem amatorskie gry. Robiłem również komercyjne animacje w programach 3D i całe spoty reklamowe emitowane później w telewizji, to była niezła fucha dla nastolatka. Biznes związany z grami nie jest u mnie przypadkowy. Zawsze to chciałem robić, to było i jest moją pasją.

Patrycja Rodzińska: Wykształcenie w tej branży pomaga?

Marek Tymiński: Wykształcenie zawsze pomaga. W moim przypadku wykształcenie przyszło znacznie później. Najpierw zacząłem prowadzić firmę i zdobywać praktyczne doświadczenie. Przez pierwsze lata było bardzo ciężko, zatem przez kilka kolejnych – trzeba było spłacać długi. Na szczęście, ten rozdział udało mi się zamknąć wiele lat temu.

Patrycja Rodzińska: W jednym z wywiadów powiedział pan „wolę być biznesmenem niż artystą”.

Marek Tymiński: W duszy jestem artystą, ale czuję się również architektem biznesu. Pieniądze nie są dla mnie najbardziej motywujące, jednak sukces finansowy jest dla mnie bardzo ważny. Jesteśmy spółką akcyjną i musimy generować maksymalne zwroty w długiej perspektywie czasu. Żeby odnieść sukces długoterminowy, potrzebne są dobre produkty w uznaniu konsumentów. Często pokrywa się to z opinią ekspertów, ale czasem nie. Najważniejsze jednak jest to, żeby ostateczny odbiorca, czyli gracz, był zadowolony z produktu.

Patrycja Rodzińska: Jakich sum sięga budżet gry CI? Powiedzmy – maksymalny budżet.

Marek Tymiński: Maksymalny budżet gry CI to trochę mniej niż 2 mln zł.

Patrycja Rodzińska: Czy wydałby Pan 23 mln złotych na grę?

Marek Tymiński: To zależy, jaki ta gra mogłaby przynieść przychód.

Patrycja Rodzińska: Wydałby Pan 23 mln np. na Wiedźmina?

Marek Tymiński: Jako Atari z pewnością. Sądząc po sprzedaży, zrobili oni na niej bardzo dobry interes.