autor: Mariusz Klamra
E3 2006 - Sprawozdanie cz. 2 (3)
Tam, gdzie zabawa staje się biznesem, czyli: wojna na papierowe torby, tygrysy rządzą wirtualnymi światami, kto wygrywa duszę graczy i WoW w formacie XXXXL.
Oczywiście prezenterki te niewiele wiedziały o prezentowanych grach, ale za to jak się prezentowały. :-) Niestety, regułą tegorocznych targów E3 było to, że niewiele potrafili o pokazywanych grach powiedzieć również sami wystawcy. Owszem, pracownicy działów PR sypali jak z rękawa zwrotami typu „grafika nowej generacji” czy „przełomowa innowacyjność rozgrywki”, jednakże przyciśnięci do muru pytaniami o konkrety wymiękali, stosując uniki w stylu „O to trzeba by zapytać kogoś z działu produkcji. Oo, akurat ich nie ma...” albo „ostateczne decyzje w tej kwestii jeszcze nie zostały podjęte”, na koniec sięgając do najcięższego kalibru: „to jeszcze tajemnica, nie mogę nic zdradzić”. No to po co było w ogóle się wystawiać? Były od tej reguły chlubne wyjątki, ale nie przysłaniały faktu, że najwięcej o grze można było się dowiedzieć, po prostu w nią grając.
Pomimo tłumów na halach targowych, w zasadzie nie było nigdzie widocznych jakichś dużych kolejek, zaś nieliczne które się pojawiały, sygnalizowały coś wyraźnie bardziej atrakcyjnego niż przeciętna. Zaobserwowane przez niżej podpisanego to ogromna kolejka na stoisku Nintendo do zagrania na Wii, kolejki na stoisku Prima Guides do osobistości podpisujących i rozdających ich najnowsze poradniki, kolejka do LucasArts na prezentację najnowszego Indiany Jonesa oraz oczywiście kolejki do bufetów.
Te ostatnie miały istotny walor informacyjny, gdyż można było w nich usłyszeć szczere opinie na różne tematy (Na przykład stojąca przede mną „szycha” z jednego z gigantów rynku do swoich kolegów: „Co za idiota wymyślił tę nazwę Wii? Czy oni tam w Nintendo nie mają mózgu?”. Spróbowalibyście coś takiego wyciągnąć od niego oficjalnie). No właśnie – najwyższa pora na obiecane na początku przemyślenia na temat trendów.